poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Rozdział Dziewiąty

*oczami Billie*

-Kurwa mać ! Cholera - krzyczałam nad leżącą przyjaciółką. - Ripley ! Ripley co ci jest ?! Obudź się do jasnej cholery !
-Oddycha ! - Cassie właśnie trzymała ją za nadgarstek - puls też jest.
Postanowiłam się trochę opanować i upiłam duży łyk piwa. Spojrzałam na Ripley. Siedziałyśmy razem z Cassie, Axlem i Slashem w kuchni, kiedy nagle usłyszeliśmy hałas. Pobiegliśmy do sąsiedniego pokoju i zastaliśmy tam bladą Ripley leżącą na ziemi. Wyglądała jakby umarła, ale żyła. Trzeba było ją ratować.
-Zawieźmy ją do szpitala. Jest tu gdzieś szpital ?! -znów podniosłam głos
-Tak - odpowiedział Axl. - zawieziemy was.
Slash wziął na ręce Ripley i skierował się na niewielki parking tuż przy budynku. Wsadził ją na tylne siedzienie trochę podniszczonego samochodu i zasiadł za kierowcnią. Ja i Cassie otoczyłyśmy Ripley z dwóch stron, a Axl usiadł z przodu. Ruszyliśmy. Podróż dłużyła mi się okropnie. Gdzie może być ten cholerny szpital ?
"Szybciej, bo ona nie przeżyje !" rozległ się głos w mojej głowie.
-Nie - szepnęłam.
-Mówiłaś coś ? - spytał Axl wykręcając się w moją stronę. - nie wyglądasz najlepiej - stwierdził z troską w głosie.
-Nic nie mówiłam - zaprzeczyłam. - nienajlepiej też się czuję.
-Spokojnie ona przeżyje - odezwał się tym razem Slash. - to na pewno nic poważnego.
-Miejmy nadzieję. Daleko jeszcze do tego szpitala ? - niecierpliwiła się Cassie.
-Już jesteśmy - oświadczył wszystkim gitarzysta i ponownie wziął Ripley na ręce.

Ja i Cassie czekałyśmy na korytarzu czekając na lekarza. Axl i Slash poszli kupić coś do jedzenia, bo stwierdzili, że pewnie jesteśmy głodne.
-Czemu nie ma jeszcze tego głupiego doktora ? Co oni robią z Ripley ? - spytała retorycznie przechadzająca się w tę i z powrotem Cassie.
-Chuj wie - mruknęłam bez entuzjazmu.
Nagle z głębi korytarza wynurzyła się dziwna postać w białym fartuchu.
-Cassie Rose i Billie Drug ? - pokiwałyśmy głowami - witam, nazywam się doktor John Smith - podał nam rękę na powitanie. - pacjentka Ripley Nirvan ma bulimię. To dlatego zasłabła.
-Co kurwa ? - spojrzałam wielkimi oczami na lekarza.
-Billie ... nie przeklinaj - upomniała mnie Cassie.
Bulimia... tak. To wszystko wyjaśniało. Wyjaśniało dlaczego Ripley była taka chuda, dlaczego nigdy na nic nie miała siły, dlaczego często po jedzeniu gdzieś znikała. Tylko czemu do kurwy nędzy nam nie powiedziała ?
"Wiesz, że ona może umrzeć ?" znów ten sam głos.
-Zamknij się ! - wydarłam się do osoby siedzącej w mojej głowie.
Smith popatrzył się na mnie jak na chorą umysłowo. Poniekąd miał rację.
-Czy ona... czy Ripley... czy... czy może umrzeć ... ? - spytała Cass z paniką w głosie.
-Nie. Nie umrze, jeśli będzie w stanie wyleczyć się z tej choroby. Panie muszą o to zadbać - zwrócił się do nas - teraz zalecam udanie się do domu, ponieważ pacjętkę będziemy tu trzymać jeszcze przez około tydzień. Proszę się zgłosić za siedem dni - to powiedziawszy odszedł.

Stałyśmy przez kilka minut na środku tego pieprzonego korytarza i tępo wpatrywałyśmy się w pustą przestrzeń, w której niedawno zniknął doktor John Smith. W takim właśnie stanie znaleźli nas Slash i Axl i zabrali nas do domu.


W pokoju było jakoś dziwnie pusto bez Ripley. Wokalista Gunsów usadził mnie na łóżkó i złapał nieśmiało moją rękę.
-Hej. Nie martw się. Nic jej nie będzie.
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu i ściekają po policzkach. Axl przytulił mnie do siebie i pozwolił się wypłakać. Zmoczyłam słonawym płynem część jego koszuli, ale jak widać to mu nie przeszkadzało, bo zaczął głaskać mnie po ramieniu i głowie. Nagle nie wiadomo kiedy zaczęliśmy się całować. Rose był cudowny. Był taki delikatny, ale zarazem taki namiętny. Serce zaczęło mi szybciej bić. Po minucie się od siebie odsuneliśmy i próbowaliśmy złapać oddech.
-Chyba cię kocham - wyszeptał i przejechał opuszkiem palca po moim policzku. Zadrżałam. - jesteś cudowna.
Ja ? Cudowa ? Jak mogły podobać mu się moje blade piegowate policzki i dziwne trochę za duże zielone oczy, które i tak w większości przykrywały ciemno brązowe włosy ? Nie mogłam w to uwierzyć. Był pierwszą osobą, która coś takiego mi powiedziała.
-Ty też - odpowiedziałam i znów się w niego wtuliłam.
Gdyby nie to, że Ripley jest w szpitalu, byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

Rodział Ósmy

*Oczami Ripley*


Wolno otworzyłam oczy. Nadal strasznie bolała mnie głowa. Wolno podniosłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Była tam już Billie.
- Jak się czujesz? To nie wygląda dobrze...
Spojrzałam w lustro. Moja grzywka opadała na czoło, lekko przykrywając niebieskie spuchnięte oczy. Tuż pod nimi miałam wielkiego siniaka.
- O kurwa... Jak ja wyglądam?!
- Boli? - spytała zmartwiona.
- Nie jest tak źle, wytrzymam. - zmusiłam się do uśmiechu.
- No dobrze, ale opowiedz coś o tym chłopaku!
Do kuchni weszła Cassie.
- Ja też chcę wiedzieć!-powiedziała i zaczęła robić sobie herbatę.
- Ale ja nic o nim nie wiem... Pomógł mi i tyle, nawet nie wiem jak ma na imię...
- Hmm... Ja chętnie bym się dowiedziała. - droczyła się ze mną Billie, przegryzając wargę.
- Ale jest mój! - krzyknęłam a my wszystkie się zaśmiałyśmy.
Poczułam radość, radość dlatego,że po prostu je mam. Nie czułam tego od bardzo dawna. Pomimo Luckiego, narkotyków i tego całego zła, które nas spotkało czułam się szczęśliwa.
- Tęskniłam za tym.. Tęskniłam za nami. Za nami bez tego wszystkiego. Kocham was. - powiedziałam ze łzami szczęścia w oczach.
- My też cię kochamy! - powiedziały i mocno mnie przytuliły.


***
Po południu przyszedł do nas Slash i Axl, a dziewczyny siedziały z nimi w pokoju śmiejąc się. Dobrze, że spędzają miło czas. Ja postanowiłam napić się wody, więc poszłam do kuchni.
Wychodząc usłyszałam telefon. Odebrałam bez wahania.
- Słucham?
-Czy to pani Ripley Nirvan? - usłyszałam kobiecy głos w słuchawce.
-Mam dla pani złą wiadomość... Pani... Pani rodzice zmarli wczoraj wieczorej.
Zrobiło mi się słabo i nie mogłam opanować płynących łez. Nienawidziłam ich, nienawidziłam ich tak mocno, ale to moi rodzice. Nikt nie znał powodu do mojej nienawiści. I nikt nigdy ich nie pozna. A teraz ich nie ma i ja czuję taką straszną pustkę...
- Wczoraj wieczorem, pani rodzice wracali do domu i ich samochód wpadł do rzeki. Dopiero rano znaleziono ich zwłoki. Halo, słyszy mnie pani?
Nie odpowiedziałam, a kobieta się rozłączyła.
Wzięłam tabletki i szybko pobiegłam do łazienki.


***


Czułam się bardzo słaba, wszędzie widziałam niewyraźne twarze. I chyba... chyba słyszałam płacz któreś z dziewczyn. Nie mialam siły, od razu zasnęłam. 


niedziela, 22 kwietnia 2012

Rozdział Siódmy


*oczami Billie*


Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. Usiadłam i jeszcze raz wygięłam się jak kot. Wstałam i chwiejnie podeszłam do drzwi. Czas było wracać do Cassie i Ripley. Świetnie się bawiłam. Spojrzałam jeszcze raz na śpiących mężczyzn. Wyglądali słodko.


Zastałam Cassie skuloną na łóżku, przy niej siedział Slash i obejmował ją ramieniem.
- Co się stało ? - spytałam przerażona
-Lucky ... - odpowiedziała szeptem Cassie
Lucky ... co on tu kurwa robił ?! Jak on nas znalazł ?! To niemożliwe... Chyba nie zrobił nic mojej przyjaciółce ?
-Nic ci nie jest ?
Dziewczyna pokiwała przecąco głową i spojrzała na gitarzystę.
-Zostawisz nas na chwilę same ?
-Jasne ... jak coś będę u siebie... - wstał i wyszedł, a ja szybko zajęłam jego miejsce.
-Czego ten debil Lucky chciał do jasnej cholery ?
-On... On mnie przeprosił...
Zatkało mnie. Przeprosił ją ? Ten ohydny cham ją przeprosił ?
-Może powinnyśmy gdzieś... - nie dokończyłam, bo do pokoju weszła Ripley w towarzystwie jakiegoś chłopaka.
-Lucky ! Lucky on tu jest ! - zaczęła krzyczeć.
-Wiemy kurwa, wiemy ! - odpowiedziałam - ten idiota tu był ! Rozmawiał z Cassie !
-Naprawdę ? Nic ci nie zrobił Cassie ? A tobie Billie ?
-Nic nam nie jest. Billie nie miała okazji się z nim zobaczyć, a ze mną był Slash - przerwała - a ty skąd wiesz, że on tu jest ?
-Napadł mnie w parku ! Idiota. Powiedział, że jak mu nie powiem gdzie jesteś to nam coś zrobi !
-Chyba mu nie powiedziałaś gdzie jesteśmy ? - spytałam
-Jasne, że nie ! Nie jestem głupia. Uderzył mnie i sobie poszedł.
-Chyba powinnyśmy się gdzieś przenieć - stwierdziłam ponuro.
Nie chciałam się przenosić. Dopiero co się tu znalazłam. Oparłam głowę o ścianę i połknęłam kilka tabletek. Ripley usiadła na podłodze i uważnie przyglądała się Cassie. Po kilku minutach bezczynnego siedzenia zauważyłam, że ten blondyn, który przybył tu razem z Ripley gdzieś się ulotnił.
-Ripley... a ten blondyn to kto to był ? - spytałam
-Nie wiem - odpowiedziała. - znalazł mnie tam w parku i odprowadził tutaj. Mam nadzieję, że jeszcze wróci...
Uśmiechnęłam się lekko przymknęłam oczy, wzięłam do ust jeszcze kilka tabletek i zasnęłam.

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział Szósty

*oczami Luckiego*

Kochałem Cass. Nie okazywałem tego. Nie potrafiłem, ale kochałem ją najmocniej na świecie. Gdy podsłuchałem rozmowę jej i Marilyn, i dowiedziałem się, że chce ode mnie uciec, bałem się, że już nigdy jej nie zobaczę. Cassie była pierwszą osobą jaką pokochałem.

Sprawdziłem kiedy mają pociąg, i zarezerwowałem bilet dla siebie. Czułem się, jakbyśmy jechali całą wieczność. W moim przedziale siedziała para, całowali się, przytulali. Pamiętam, że kiedyś robiłem tak z Cassie, ale przez narkotyki się zmieniłem. Byłem agresywny i nie panowałem nad sobą. Chcę się zmienić. Chcę z nią być. Nienawidziłem siebie za to, że ją biłem, wyzywałem, traktowałem jak dziwkę. Muszę ją znaleźć, i przeprosić.

Dojechaliśmy.
Pojechałem do motelu autobusem. Był po drugiej stronie ulicy Cementry Drive. Bo zameldowaniu się poszedłem to dziewczyn.
Zobaczyłem Ripley, nie lubiłem jej. Pociągnąłem ją w krzaki. Wyrywała się i krzyczała.
-Szukam Cassie. Jeśli nie zaprowadzisz mnie do niej, tobie i twoim przyjaciółkom może stać się krzywda.- kłamałem. Nigdy nie zrobiłbym nic poważnego Billie albo Ripley. A już na pewno nie mógłbym nic zrobić teraz Cassie.
-Niczego się nie dowiesz.- wysapała.
Zdenerwowała mnie, i... Uderzyłem ją.
Miała słaby organizm. Upadła na ziemię.

Wystraszyłem się i uciekłem.
Musiałem znaleźć Cassie.

Poszedłem na górę i zobaczyłem ją. Z jakimś mężczyzną.
Wychodzili z pokoju, śmiali się. Szmata mnie zdradziła.
-Ty kurwo!- krzyknąłem.- Jak mogłaś to zrobić?!
Mężczyzna z lokami stanął przed nią.
-Co to m kurwa znaczyć?
-Cassie jest moja, skurwysynu. Nie masz prawa jej dotykać.
-Nie jestem twoją własnością, Lucky!- krzyknęła. Nigdy na mnie nie krzyczała.- Nie kocham cię, rozumiesz?! Nigdy cię nie kochałam. Jesteś potworem. Biłeś mnie, zachowywałeś się jakbym była dla ciebie tylko jakąś kurwą do seksu.
-Cassie.- zrozumiałem jak bardzo ją skrzywdziłem. Najważniejsza osoba w moim życiu mnie nienawidziła. Nie chciałem żyć.- Przepraszam.- Byłem bliski płaczu.

Odwróciłem się i odszedłem.

piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział Piąty


*Oczami Ripley*

Kiedy wyszłam z łazienki w pokoju nikogo nie było, więc postanowiłam iść na spacer. Założyłam buty, więłam słuchawki i wyszłam z motelu.

Doszłam do jakiegoś parku. Było tam pusto,więc postanowiłam usiąść na ławce.Nie wiem ile tam siedziałam, bo straciłam poczucie czasu,gdy zaczęło się robić ciemno. Postanowiłam wracać. Ale kiedy wstałam poczułam,że ktoś szarpie mnie za ramię i ciągnie w swoją stronę. Spojrzałam na jego twarz. To był...Lucky?!

-Lucky, kurwa,co ty tutaj robisz?! - chciałam krzyczeć, ale zasłonił mi usta ręką.

- Szukam Cassie. Jeśli nie zaprowadzisz mnie do niej, tobie i twoim przyjaciółkom może stać się krzywda. - powiedział ze złośliwym uśmiechem.

- Niczego się nie dowiesz. - odparłam.

Uderzył mnie i upadłam. Widziałam jak odchodzi. Na szczęście nie w naszą stronę. Po chwili straciłam przytomność.



- Wszystko okej? Obudź się, proszę. - usłyszałam wołanie, lekko otwierając oczy.

Zobaczyłam niebieskookiego blondyna, pochylającego się nade mną.

- Ja... co się stało? - spytałam, bo nie wiedziam co się dzieje.

- Znalazłem Cię tutaj kilka minut temu i byłaś nieprzytomna. Chodź, pomogę ci wstać.

Wolno się podniosłam,ale zakręciło mi się w głowie i znowu prawie upadłam.

- Gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię.

Bez zastanowienia podałam mu nasz adres. Nie miałam siły sama wracać, a jeśli chciał mi pomóc...

Rozdział Czwarty

*oczami Cassie*

Dojechałyśmy.
Boję się, że nie odnajdę się w tym mieście. Chciałabym tak jak Billie, naćpać się i nie myśleć, o nowym życiu.
Parę razy chciałam wziąć jakieś leki, zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę.

Wsiadłyśmy do taksówki. Gdy jechałyśmy myślałam czy Marilyn też tak za mną tęskni, co robi, jak się czuję.

-Cassie?- Ripley podniosła głowę znad książki.- Masz adres motelu?
Zrobiło mi się gorąco. Nie pamiętałam, czy wzięłam go z kuchni.
-Stało się coś?- było słychać, że Billie się naćpała. Nie kontaktowała z otoczeniem.- Adres.. Chyba ja go mam.
Włożyła rękę do kieszeni.
-Hu hu hu, jest.- Wyciągnęła małą, pogiętą karteczkę.- Cementry Drive 6.

Gdy dojechałyśmy, jakiś chłopak, mniej więcej w moim wieku zaniósł bagaże na ostatnio piętro.
-Nosz kurwa, zajebiście.- jęczała Billie.- Ostatnie piętro.
Byłam przyzwyczajona, do tego, że często gada do siebie. Kiedyś mówiła, że słyszy umarłych.
Weszłyśmy do pokoju, a Ripley od razu poszła do łazienki. Włączyła wodę, i siedziała tam 15 minut.

Zaczęłam się rozpakowywać, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Dzień dobry.- w drzwiach stał rudy chłopak.- Widziałem jak wchodziłyście, i stwierdziłem, że lepiej się znać. Jestem Axl Rose.
Billie podbiegła do drzwi.
-Axl Rose.- powiedziała z uśmiechem.- Guns 'N' Roses, prawda?
-Tak.
Uśmiechnęła się jeszcze bardziej. Od dawna byłyśmy zakochanie w Gunsach. A Billie najbardziej.
-Co tu robicie?- spytałam.
-Mamy koncert. W ten weekend.- odpowiedział, boski mężczyzna z czarnymi lokami. Slash.
-Uhm. Jesteście wszyscy?- Billie gwałciła wzrokiem wokalistę zespołu.
-Ta. Chłopaki siedzą w pokoju.
Czarnowłosa dziewczyna pobiegła w stronę ubrudzonych drzwi. Podniecona i naćpana weszła do pokoju, i zamknęła za sobą drzwi.
Gdy odwróciłam, się w stronę Axla, jego już nie było. Stał sam Slash. Oglądał nasze płyty.
-Powiem ci coś, kotku. Zajebistej muzyki słuchacie.- spojrzał na mnie i uśmiechnął się.


Dziękujemy jeszcze raz Lexi, za fantastyczne komentarze. Wiedz dziewczyno, że jesteś zajebista ;3
I gdyby nie monitor byśmy Cię udusiły ;* ♥

Rozdział trzeci

*oczami Billie*

Jechałyśmy tym cholernym pociągiem. Nienawidziłam pociągów. Zawsze robiło mi się niedobrze, szczególnie kiedy byłam mała, jednak musiałam wytrzymać. Dla Cassie i Ripley.

Wzięłam kilka tabletek, które niedawno dostałam od kumpla. Podobno są lepsze niż wszystko inne co brał do tej pory. Zamknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać o moim życiu. Jak narazie nie było zbyt cudowne.

Byłam sierotą i mieszkałam z moją ciotką, która skutecznie zastępowała mi matkę. Kochałam ją. Jednak jedyną wadą mieszkania z moją ukochaną ciocią Henriettą był ten pieprzony cmentarz. Nasz duży, dziwny dom stał tuż obok tego okropnego miejsca. Złożyło się niestety tak, że okna mojego pokoju były skierowane wprost na bramę do "domu umarłych" jak to zwykła mawiać moja opiekunka. Przez to wciąż wydawało mi się, że kogoś widzę i słyszę. Na szczęście zwidy minęły, ale głosy nie. Dość często słyszałam umarłych, spoczywających na tym cmentarzu. Siedzieli w mojej głowie i nie chcieli wyjść. Opowiadali mi swoje historie, często także rozmawiali ze mną jak gdyby nigdy nic. Na początku się tego bałam i zajebiście mnie to irytowało. Potem zaczęłam się przyzwyczajać. Nawet było mi z tym dobrze, bo nie byłam sama. Miałam z kim pogadać i wogóle...

Kiedy miałam piętnaście lat, po raz pierwszy się naćpałam. Pomógł mi w tym mój kuzyn, który był także moim najlepszym przyjacielem. Zmarł. Rok temu. Na pogrzebie Johnny'ego obiecałam sobie, że już więcej nie będę nic ćpać. Obietnicy oczywiście nie dotrzymałam. Jestem uzależniona. Do końca życia będę żyć z moim nałogiem. Chyba, że wcześniej przedawkuję. Byłam już bliska śmierci kilka razy, ale jakimś cudem wciąż się nieźle trzymam.

Wyjrzałam przez okno. Wszystko tak szybko migało mi przed oczami. Drzewa, krzaki, domy zlewały się w jedną, wielką plamę. Może w Mieście Aniołów miało być lepiej ? Mam nadzieję, że tak. Może w końcu odnajdziemy swoje szczęście ?


Ten rozdział dedykujemy naszej pierwszej fance Lexi ♥
Dziękujemy ;*

Rozdział Drugi

*oczami Ripley*


Gdy wsiadłyśmy do pociągu nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Bałam się, że będę tęsknić albo, że będę chciała wrócić. Ale tam będzie łatwiej. Może tam wreszcie nauczę się być szczęśliwa. Bez tego wszystkiego. Tam mogło być tylko lepiej. Może wreszcie znajdę kogoś kto mnie prawdziwie pokocha. Odkąd Floyd mnie zdradził już nikomu nie ufam. Kochałam go i nie wiem czy pomimo tego co zrobił nadal mi na nim nie zależy. Nie wiem co czuję. Minął już rok, czas wreszcie się ogarnąć. Mam dla kogo. W końcu mam Billie i Cassie.
Spojrzałam na nie. Siedziała na przeciwko mnie i nic nie mówły. Pewnie też musiały to wszystko przemyśleć. Myślę,że one miały trudniej ode mnie.. Moim jedynym problemem była bulimia. A może jednak to coś więcej... One nic o tym nie wiedziały. Ale po co martwić je moimi problemami, skoro mają już wystarczająco dużo swoich?To bez sensu.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Rozdział Pierwszy

*oczami Cassie*

Dopiero, gdy wsiadłyśmy do pociągu poczułam się bezpiecznie.
Jechałyśmy daleko. Daleko od długów, przemocy, alkoholu, narkotyków i Luckiego.

Poznałam go rok temu. Pracowałam jako barmanka w klubie. Przyszedł z dwoma laskami, swoją dziewczyną i siostrą. I chyba się mu spodobałam. Potem przychodził codziennie.
Był agresywny, często bił się z gośćmi klubu.
W któryś piątek spytał czy mam wolny weekend, odpowiedziałam, że tak. Spotkaliśmy się.
Dotykał mnie, uśmiechał się. Cieszyłam się, gdy musiał iść, ale on spytał czy nie chcę się znów z nim spotkać. Bałam się odmówić. I tak było codziennie.
Raz przyszedł do mnie najebany, i zaczął krzyczeć, że widział mnie z jakimś chłopakiem. Uderzył mnie.
Potem bił mnie cały czas.

Billie wyciągnęła tabletki z torebki. Włożyła do ust i popiła whiskey.
Chciałam, żeby przestała ćpać. Przez to się dziwnie zachowywała, ale to jej wybór.

Wyjrzałam przez okno, i zobaczyłam Luckiego. Często widziałam ludzi, stali obok mnie, mówili do mnie, chodzili za mną. Miałam tak od dziecka. Wtedy myślałam, że to duchy.



Lucky,
wydawało mi się, że go kochałam. Ale tak naprawdę to nikogo nie kochałam.
Nie byłam normalna. Większość dziewczyn w moim wieku miało chłopaków, było zakochanych.
Tylko ja nie czułam potrzeby posiadania chłopaka, chciałam tylko żeby ktoś mnie pokochał.
Żeby ktoś się we mnie zakochał, codziennie mnie przytulał, całował, mówił, że jestem jego aniołkiem, skarbem, głaskał mnie.

Nie chciałam tak jak większość dziewczyn tylko seksu, chciałam tylko miłości.

Znałam parę osób takich jak ja, na przykład siostra Luckiego.
Była zupełnie inna niż on. Miła, troskliwa, opiekuńcza i słodka.
Gdy płakałam przez Luckiego siedziała przy mnie całą noc i pocieszała.
Mówiła, do mnie kochanie i przytulała, tak jak nikt mnie jeszcze nie przytulał.
Była starsza, ale powiedziała, ze nie to jej nie przeszkadza. I, że fajnie mieć młodszą, i uroczą przyjaciółkę.

Billie i Ripley też tak mówiły, ale je znałam od przedszkola, i były przyzwyczajone do tego jaka jestem dziecinna.

Wiedziałam, że będę tęsknić, za starymi znajomymi, rodzicami, miastem, a najbardziej będę tęsknić za siostrą Luckiego, Marilyn.

Ale tam ma być bezpieczniej.

Witamy C:

Witamy,
jesteśmy Cassie, Billie i Ripley.
Trzy dziewczyny, którym się cholernie nudzi i mają chorą, dziwną wyobraźnię.
Postanowiłyśmy założyć bloga, aby nasza wyobraźnia się tak nie nudziła ^^
Opowiadanie będzie o trzech przyjaciółkach Cassie Rose, Billie Drug i Ripley Nirvan ;)

Chcemy podziękować i zadedykować, to beznadziejne opowiadanie naszym cudownym Dobrocie, Monice i Pauli ♥ ;3
Mamy nadzieje, że od czasu do czasu wejdziecie tu i przeczytacie naszą bajkę.