*oczami Cassie*
-Odbierz to kurwa.- Jolene kopała mnie pod kołdrą.- To twój telefon.
Odwróciłam się ignorując ją i próbuąc znowu zasnąć.
-Ja pierdole.- Jolene wstała i podeszła do stolika.- Halo ? Ripley ? Co się stało?
Podniosłam głowę.
-Tak, już ją daję.- spojrzała na mnie podając słuchawkę.
-Cześć.- powiedziała szczęśliwym i pełnym entuzjazmu głosem.- Przyjedziecie? Muszę wam powiedzieć coś bardzo ważnego.
-Ripley, kurwa jest środek nocy. Co jest takie ważne, żeby budzić nas o tej porze ?
Dziewczyna nie traciła humoru.
-Przyjedźcie. Proszę.- rozłączyła się.
***
*oczami Jolene*
-Ja pierdolę. Ale czyje to dziecko ? Davida ?
-Nie. Pomyśl trochę kurwa co mówisz.- Cassie spojrzała na mnie. W jej oczach widziałam złość.
Coraz częściej się denerwowała bez powodu.
-Cudownie, prawda ?- Ripley uśmiechała się szeroko nie zwracając uwagi na humory Cassie.
David też wyglądał na zadowolonego. Tylko Mała nie wyglądała na bardzo szczęśliwą.
-Naprawde wspaniale. Cieszymy się razem z wami.- mruknęła poprawiając grzywkę. Zobaczyłam łze na policzku.
-Stało sie coś ?- Ripley spojrzała na Cassie.- Wyglądasz jakbyś płakała.
-Nie, wszystko okej. Jestem tylko zmęczona. Jak chcecie nazwać dziecko?- uśmiechnęła się i wyprostowała.
-Może idź się położyć.- szepnęłam jej do ucha, ale ona się odsunęła zasłaniając twarz.
-Jude.- David chyba zauważył zachowanie Cassie.
-Ide spać.- powiedziała wesołym tonem Rip.- Mała ty też już może idź. Musisz być bardzo śpiąca.
Cassie wstała od stołu i poszła do swojej sypialni i zamknęła się w niej.
-Skarbie, otwórz proszę.- pukałam do drzwi, ale nie odpowiadała.
***
Otworzyła drzwi pół godziny później zapłakana i poczochrana.
-Kocham cię, Jolene.- szepnęła i rozpłakała się jeszcze bardziej.- Nie chcę cię stracić. Przepraszam.
Nie rozumiałam o co jej chodzi. Czemu miałaby mnie stracić? Za co mnie przepraszała.
-Już dobrze, Mała. Nie płacz. Kocham cię, Skarbie.
Pocałowałam ją delikatnie w czoło i pomogłam położyć się na materacu. Usiadłam obok i patrzyłam jak zasypia. Zawsze jak szła spać bałam się, że się nie obudzi i już nigdy jej nie zobacze. Ale to niemożliwe. Jest młoda i zdrowa. ♥
środa, 25 lipca 2012
piątek, 15 czerwca 2012
Rozdział Dwudziesty Ósmy
*Oczami Rip*
Obudziłam się i znowu miałam jakiś koszmar. Łzy leciały mi po policzkach. Jeremy. Tym razem mnie bił. Jak ja nienawidziłam tego dupka. Ale miałam dziewczyny. I Davida. I On mnie kochał... Chyba.. Ja Jego też. Więc w czym problem? Ale boję się, że znowu będę cierpieć.. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki. To zdarzało się coraz częściej... I spóźniał mi się okres. Ponad dwa tygodnie. Usiadłam na podłodze w łazience.
- Kurwa mać. Ja pierdolę. - przeklinałam sama do siebie.
Był wieczór. Byłam sama w domu, bo Cass była u Jolene, a Billie nadal w Las Vegas z Axlem. Przebrałam się i wyszłam z domu idąc szybko w stronę apteki. Miałam w głowie tyle myśli. Kurwa... Kto..Kto jest ojcem? Nie. Ja nie mogę być w ciąży! A już napewno nie z Jeremim. Co dalej ze mną? Jeszcze nie teraz. Napewno nie teraz.
Weszłam do apteki już bardzo zdenerwowana.
-Poproszę test ciążowy. - powiedziałam łamącym się głosem.
Obudziłam się i znowu miałam jakiś koszmar. Łzy leciały mi po policzkach. Jeremy. Tym razem mnie bił. Jak ja nienawidziłam tego dupka. Ale miałam dziewczyny. I Davida. I On mnie kochał... Chyba.. Ja Jego też. Więc w czym problem? Ale boję się, że znowu będę cierpieć.. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki. To zdarzało się coraz częściej... I spóźniał mi się okres. Ponad dwa tygodnie. Usiadłam na podłodze w łazience.
- Kurwa mać. Ja pierdolę. - przeklinałam sama do siebie.
Był wieczór. Byłam sama w domu, bo Cass była u Jolene, a Billie nadal w Las Vegas z Axlem. Przebrałam się i wyszłam z domu idąc szybko w stronę apteki. Miałam w głowie tyle myśli. Kurwa... Kto..Kto jest ojcem? Nie. Ja nie mogę być w ciąży! A już napewno nie z Jeremim. Co dalej ze mną? Jeszcze nie teraz. Napewno nie teraz.
Weszłam do apteki już bardzo zdenerwowana.
-Poproszę test ciążowy. - powiedziałam łamącym się głosem.
***
Znowu siedziałam w tej samej pozycji w łazience płacząc i czekając na wynik. Bałam się spojrzeć. Ja sobie nie poradzę... Ale muszę wiedzieć. Nieśmiało przekręciłam głowę w stronę białego patyczka.
2 kreski.
Zaczęłam płakać. Nie! To niemożliwe!
Muszę powiedzieć Davidowi. Ale co On zrobi? Ale jeśli to nie jest Jego dziecko? Zostanę z tym wszystkim sama. Ostatnio się starał, ale to coś innego. Zbliżyliśmy się do siebie, ale...
Powiem Mu. - zdedydowałam i wyciągnęłam komórkę. Wybrałam numer. Odebrał po trzech sygnałach.
-Ripley? Co się stało?- spytał.
-David.. Muszę Ci coś powiedzieć. Możesz przyjść? - powiedziałam smutnym głosem wciąż płacząc.
-Tak, jasne. Rip.. Ty płaczesz? Kochanie co się stało ?
-Przyjdź. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Schowałam twarz w kolanach próbując choć trochę się uspokoić.
***
-Rip! Co się stało ? - podbiegł do mnie i zaczął przytulać.
-David... Ja muszę Ci coś powiedzieć...
-Ripley, co jest ?
-Bo ja... - nie mogłam tego powiedzieć. To do mnie w ogóle nie dochodziło. Podałam mu test.
-Czy.. Ty.. Jesteś w ciąży ?
Przytaknęłam. Nie miałam siły aby cokolwiek mówić.
-Rip! Ripley, posłuchaj. - uniósł moją twarz do góry patrząc mi prosto w oczy.
-Będę z Tobą, rozumiesz? Nie zostawię Cię, nigdy. Przejdziemy przez to razem. Zrozumiałem jakie to uczucie Cię stracić i więcej na to nie pozwolę. Będę z Tobą i dzieckiem. Nawet jeśli okaże się, że to dziecko Jeremiego. Kocham Cię. Ja kocham Cię od tego momentu od którego Cię wtedy znalazłem i nie przestałem i nie przestanę.
-David... Ja Ciebie też.
Chłopak wolno zbliżał się do moich ust, widziałam, że bał się, że go odepchnę. Nasze usta się złączyły. Był taki miły i delikatny. Jakby bał się, że mnie skrzywdzi. Tak bardzo za tym tęskniłam. Za Nim będącym ze mną tak blisko.
-Wrócisz do mnie? Przyżekam, że nie będziesz przeze mnie cierpieć.
-Tak. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
-Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię,kocham Cię,kocham Cię! - powtarzał ciągle między pocałunkami.
Byłam taka szczęśliwa. Był ze mną,kochał mnie. Bez względu na wszystko. Ogarnęła mnie więlka fala gorąca. Nic więcej się już nie liczyło. Tylko On, ja i ... nasze dziecko.
Wielka dedykacja za Lexi za natchnienie ! Dziękuję ! <3
wtorek, 12 czerwca 2012
Rozdział Dwudziesty Siódmy
*oczami Billie*
Siedziałam z Axlem na kanapie i oglądaliśmy jakiś film. Nie wiedziałam jaki, bo byłam zbyt zamyślona. Dziś mijał dokładnie miesiąc od kąd po raz pierwszy zobaczyłam Jeremy'ego. Wciąż się bałam, że zobaczę go gdzieś na ulicy lub zapuka do drzwi naszego mieszkania. Bałam się przede wszystkim o Ripley i Cassie. Żyłam w ciągłym strachu. Do tego dochodziło jeszcze jakieś złe przeczucie. Czułam, że coś złego stało się cioci Henriettcie. Musiałam do niej pojechać, ale jak na razie nie było odpowiedniej okazji.
-Coś się stało ? - z zamyślenia wyrwał mnie Axl. - wyglądasz jakbyś się czymś martwiła.
-Ciocia Henrietta - odpowiedziałam cicho. - jej stało się coś złego. Muszę jak najszybciej ją odwiedzić.
Pogłaskał mnie delikatnie po głowie.
-Jutro o jedenastej masz pociąg.
Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Jaki pociąg ? Gdzie ?
-Do Las Vegas. Wiedziałem, że bardzo chcesz pojechać, więc już wszystko załatwiłem - uśmiechnął się do mnie.
-Świetnie - ucieszyłam się. - ale pojedziesz ze mną ?
Pokiwał twierdząco głową i przysunął się bliżej mnie. Musnął językiem moje wargi i położył ręce na mojej tali. Usiadłam mu na kolana, abyśmy byli jeszcze bliżej siebie.
-Kocham cię - szepnęłam. - tak zajebiście cię kocham. Nie spierdol tego, proszę.
-Ja ciebie też, Billie. Nie skrzywdzę cię. Nigdy - pocałował mnie w policzek. - dla ciebie zrobię wszystko.
***
Sprawdziłam jeszcze raz czy wszystko mam. Chyba tak. Ciepły sweter, kilka kanapek przygotowanych przez Cassie i jej nową dziewczynę - Jolene i babeczki upieczone przez Rip i Davida, który odwiedzał codziennie Ripley i przynosił jej owoce, kwiaty. Jeszcze nie są razem, ale myślę że to niedługo nastąpi.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz ! - Cassie ściskała mnie mocno jednocześnie trzymając za rękę Jolene.
Następnie objęła mnie Rip.
-Możecie zostać u twojej cioci, albo przywieźć ją na trochę do nas !
-Billie, powinnaś już iść ! Niedługo przyjeżdża twój pociąg - Jolene przerwała i szeroko się uśmiechnęła.
Lubiłam nową dziewczynę Cassie. Była miła i pogodna. Zbliżały się jej urodziny, więc obiecałam sobie, że kupię jej płytę winylową jej ulubionego zespołu - Aerosmith.
-To ja idę ! - powiedziałam i pomachałam ręką. - papapapa !
Wyszłam z budynku i zobaczyłam Axla i Duffa.
-Hej - powiedziałam.
-Hej. Wsiadaj do samochodu. Duff nas odwiezie na dworzec - Axl wepchnął mnie na tylne siedzenie i usiadł z przodu.
-Jak wrócicie z Vegas to zadzwońce z dworca do nas - powiedział Duff włączając silnik. - ktoś po was przyjedzie.
Jechaliśmy w milczeniu. Byłam bardzo zdenerwowana. Chciałam to już mieć za sobą.
***
Nacisnęłam klamkę od furtki. Była zamknięta. Dziwne. Ciocia nigdy nie zamykała bramy... Przeskoczyłam przez płot i zadzwoniłam do drzwi. Nic. Ponowiłam próbę kilka razy, dopóki nie usłyszałam za sobą głosu jakiejś staruszki.
-Kochanie ! - krzyknęła. - czego tu szukasz ?
Odwróciłam się. Przed furtką stała starsza pani opierająca się na lasce. Szybko do niej podbiegłam.
-Szukam cioci Henrietty.
Starsza pani spuściła wzrok.
-Henrietta została zamordowana. Nie wiedziałaś dziecino ? Pochowano ją kilka tygodni temu...
Osunęłam się na ziemię i złapałam za głowę. To niemożliwe... po policzku spłynęła mi łza.
-Przez kogo... ? - spytałam łamiącym się głosem.
-Nie wiadomo. Policja nie znalazła żadnych odcisków palców... niczego. Biedne dziecko. Chodź do mnie do domu, zrobię ci ciepłej herbatki, zjesz sobie ciasta...
Pokiwałam głową. Nie chciałam nigdzie iść. Nigdzie. Jedyne miejsce w którym chciałam się znaleźć to cmentarz. Pragnęłam zobaczyć grób cioci Henrietty.
Wspięłam się znów na ogrodzenie i zeskoczyłam po drugiej stronie. Wytarłam łzy i szybko pobiegłam na cmentarz. Błądziłam między nagrobkami kilkanaście minut w końcu padłam zrezygnowana na ziemię i zaczęłam płakać jak małe dziecko.
-Billie... Billie... co się stało ? - usłyszałam za sobą głos Axla.
Skąd on się tu wziął ? Miał czekać na dworcu...
-Co ty tu robisz ? - spytałam bardziej ziemię niż Axla.
-Nudziło mi się... więc poszłem zwiedzać okolicę... - podniósł mnie do pozycji siedzącej i przytulił. - co się stało ?
-Ciocia Henrietta... ona... ona nie żyje...
Wtuliłam się w niego, mocząc łzami całą jego koszulkę.
-Jeremy... to jego wina ! Ja wiedziałam... to on... - powiedziałam cicho.
Pogłaskał mnie po głowie. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Tak się cieszyłam, że go mam. Gdyby nie on, nie byłabym się w stanie podnieść z ziemi i wrócić do Los Angeles. Do Rip i Cass.
-Wracajmy już do domu. Nie możemy tutaj tak siedzieć.
-Nie - zaprotestowałam. - ja chcę odwiedzić ciocię...
Axl wstał i pociągnął mnie w stronę jakiegoś grobu.
-To tu ? - spytał.
-Henrietta Golighltly - przeczytałam. - żyła lat siedemdziesiąt...
Łzy znów pociekły po moich policzkach.
-Nie płacz... Billie... wracajmy... - Axl mocno mnie przytulał.
Wyprowadził mnie z cmentarza i złapał taksówkę. Żółty samochód zawiózł nas na miejsce.
Czekaliśmy na pociąg kilkanaście minut. Czas mi się zajebiście dłużył. Wpatrywałam się przez cały czas tępo w podłogę. Nie zwracałam uwagi na Axla, który kilka razy próbował rozpoczać jakąś konwersację. Zachowywałam się jak jakiś zombie. Nawet nie wiedziałam kiedy wsiedliśmy do pociągu.
Ciocia Henrietta nie żyje. Przez Jeremy'ego. Na pewno. Kto inny mógłby ją zamordować ? Nawet nie wiem w jaki sposób umarła... czy tamtejsza policja rozpoczeła jakieś śledztwo w tej sprawie i czy coś już wiadomo ? Powinnam się tego dowiedzieć. W końcu to była moja ciocia, którą kochałam. Moja jedyna rodzina... a teraz już jej nie mam...
Siedziałam z Axlem na kanapie i oglądaliśmy jakiś film. Nie wiedziałam jaki, bo byłam zbyt zamyślona. Dziś mijał dokładnie miesiąc od kąd po raz pierwszy zobaczyłam Jeremy'ego. Wciąż się bałam, że zobaczę go gdzieś na ulicy lub zapuka do drzwi naszego mieszkania. Bałam się przede wszystkim o Ripley i Cassie. Żyłam w ciągłym strachu. Do tego dochodziło jeszcze jakieś złe przeczucie. Czułam, że coś złego stało się cioci Henriettcie. Musiałam do niej pojechać, ale jak na razie nie było odpowiedniej okazji.
-Coś się stało ? - z zamyślenia wyrwał mnie Axl. - wyglądasz jakbyś się czymś martwiła.
-Ciocia Henrietta - odpowiedziałam cicho. - jej stało się coś złego. Muszę jak najszybciej ją odwiedzić.
Pogłaskał mnie delikatnie po głowie.
-Jutro o jedenastej masz pociąg.
Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Jaki pociąg ? Gdzie ?
-Do Las Vegas. Wiedziałem, że bardzo chcesz pojechać, więc już wszystko załatwiłem - uśmiechnął się do mnie.
-Świetnie - ucieszyłam się. - ale pojedziesz ze mną ?
Pokiwał twierdząco głową i przysunął się bliżej mnie. Musnął językiem moje wargi i położył ręce na mojej tali. Usiadłam mu na kolana, abyśmy byli jeszcze bliżej siebie.
-Kocham cię - szepnęłam. - tak zajebiście cię kocham. Nie spierdol tego, proszę.
-Ja ciebie też, Billie. Nie skrzywdzę cię. Nigdy - pocałował mnie w policzek. - dla ciebie zrobię wszystko.
***
Sprawdziłam jeszcze raz czy wszystko mam. Chyba tak. Ciepły sweter, kilka kanapek przygotowanych przez Cassie i jej nową dziewczynę - Jolene i babeczki upieczone przez Rip i Davida, który odwiedzał codziennie Ripley i przynosił jej owoce, kwiaty. Jeszcze nie są razem, ale myślę że to niedługo nastąpi.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz ! - Cassie ściskała mnie mocno jednocześnie trzymając za rękę Jolene.
Następnie objęła mnie Rip.
-Możecie zostać u twojej cioci, albo przywieźć ją na trochę do nas !
-Billie, powinnaś już iść ! Niedługo przyjeżdża twój pociąg - Jolene przerwała i szeroko się uśmiechnęła.
Lubiłam nową dziewczynę Cassie. Była miła i pogodna. Zbliżały się jej urodziny, więc obiecałam sobie, że kupię jej płytę winylową jej ulubionego zespołu - Aerosmith.
-To ja idę ! - powiedziałam i pomachałam ręką. - papapapa !
Wyszłam z budynku i zobaczyłam Axla i Duffa.
-Hej - powiedziałam.
-Hej. Wsiadaj do samochodu. Duff nas odwiezie na dworzec - Axl wepchnął mnie na tylne siedzenie i usiadł z przodu.
-Jak wrócicie z Vegas to zadzwońce z dworca do nas - powiedział Duff włączając silnik. - ktoś po was przyjedzie.
Jechaliśmy w milczeniu. Byłam bardzo zdenerwowana. Chciałam to już mieć za sobą.
***
Nacisnęłam klamkę od furtki. Była zamknięta. Dziwne. Ciocia nigdy nie zamykała bramy... Przeskoczyłam przez płot i zadzwoniłam do drzwi. Nic. Ponowiłam próbę kilka razy, dopóki nie usłyszałam za sobą głosu jakiejś staruszki.
-Kochanie ! - krzyknęła. - czego tu szukasz ?
Odwróciłam się. Przed furtką stała starsza pani opierająca się na lasce. Szybko do niej podbiegłam.
-Szukam cioci Henrietty.
Starsza pani spuściła wzrok.
-Henrietta została zamordowana. Nie wiedziałaś dziecino ? Pochowano ją kilka tygodni temu...
Osunęłam się na ziemię i złapałam za głowę. To niemożliwe... po policzku spłynęła mi łza.
-Przez kogo... ? - spytałam łamiącym się głosem.
-Nie wiadomo. Policja nie znalazła żadnych odcisków palców... niczego. Biedne dziecko. Chodź do mnie do domu, zrobię ci ciepłej herbatki, zjesz sobie ciasta...
Pokiwałam głową. Nie chciałam nigdzie iść. Nigdzie. Jedyne miejsce w którym chciałam się znaleźć to cmentarz. Pragnęłam zobaczyć grób cioci Henrietty.
Wspięłam się znów na ogrodzenie i zeskoczyłam po drugiej stronie. Wytarłam łzy i szybko pobiegłam na cmentarz. Błądziłam między nagrobkami kilkanaście minut w końcu padłam zrezygnowana na ziemię i zaczęłam płakać jak małe dziecko.
-Billie... Billie... co się stało ? - usłyszałam za sobą głos Axla.
Skąd on się tu wziął ? Miał czekać na dworcu...
-Co ty tu robisz ? - spytałam bardziej ziemię niż Axla.
-Nudziło mi się... więc poszłem zwiedzać okolicę... - podniósł mnie do pozycji siedzącej i przytulił. - co się stało ?
-Ciocia Henrietta... ona... ona nie żyje...
Wtuliłam się w niego, mocząc łzami całą jego koszulkę.
-Jeremy... to jego wina ! Ja wiedziałam... to on... - powiedziałam cicho.
Pogłaskał mnie po głowie. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Tak się cieszyłam, że go mam. Gdyby nie on, nie byłabym się w stanie podnieść z ziemi i wrócić do Los Angeles. Do Rip i Cass.
-Wracajmy już do domu. Nie możemy tutaj tak siedzieć.
-Nie - zaprotestowałam. - ja chcę odwiedzić ciocię...
Axl wstał i pociągnął mnie w stronę jakiegoś grobu.
-To tu ? - spytał.
-Henrietta Golighltly - przeczytałam. - żyła lat siedemdziesiąt...
Łzy znów pociekły po moich policzkach.
-Nie płacz... Billie... wracajmy... - Axl mocno mnie przytulał.
Wyprowadził mnie z cmentarza i złapał taksówkę. Żółty samochód zawiózł nas na miejsce.
Czekaliśmy na pociąg kilkanaście minut. Czas mi się zajebiście dłużył. Wpatrywałam się przez cały czas tępo w podłogę. Nie zwracałam uwagi na Axla, który kilka razy próbował rozpoczać jakąś konwersację. Zachowywałam się jak jakiś zombie. Nawet nie wiedziałam kiedy wsiedliśmy do pociągu.
Ciocia Henrietta nie żyje. Przez Jeremy'ego. Na pewno. Kto inny mógłby ją zamordować ? Nawet nie wiem w jaki sposób umarła... czy tamtejsza policja rozpoczeła jakieś śledztwo w tej sprawie i czy coś już wiadomo ? Powinnam się tego dowiedzieć. W końcu to była moja ciocia, którą kochałam. Moja jedyna rodzina... a teraz już jej nie mam...
piątek, 8 czerwca 2012
Rozdział dwudziesty szósty
*oczami Cassie*
-Ja jebię.- szepnęła Billie.- Co ty jej kurwa zrobiłeś?
David wstał, a ja podbiegłam do Rip i mocno ją przytuliłam.
-Nic. Ja może już pójdę.- powiedział i zarumienił się lekko.
-Czekaj. Co ty kurwa w ogóle myślisz?- Billie mówiła lodowatym tonem, który był straszny. Wolałam jak krzyczała.- Wydaje ci się, że możesz po prostu przyjść, przytulić ją i przeprosić i wszystko będzie zajebiście? Że ona zapomni tak nagle, że jej nie zaufałeś? Wiedz, że Rip nie jest taka głupia i szybko ci nie wybaczy. A teraz oddal się z resztką godności.
David zacisnął pięści i wyszedł. Billie podleciała do nas i przytuliła.
-Ja go kocham.- wyjęczała Rip.- Kocham najmocniej na świecie. Nie mogłabym o nim zapomnieć, i pokochać kogoś innego. Nie chcę kochać nikogo innego.
-Już spokojnie.- uspokajałam ją.- Wiem, że go kochasz. Ale musisz wziąć pod uwagę to, że on ci nie uwierzył.
-Właśnie Rip. Zachował się jak dziecko. Dziecko zazdrosne o kogoś dla kogo jest wszystkim. Nie rozumiesz, że on nie zakochał się w całej tobie? Tylko w twoich zaletach. Jest ich mnóstwo, ale nikt nie jest idealny.
-Ale ja kocham go całego.
Rozumiałam Ripley. Trudno było przestać kochać.
***
Leżałam w parku na trawie patrząc w niebo. Chciałabym być aniołem. Nagle zobaczyłam jakiś cień. Brązowowłosa dziewczyna położyła się obok mnie.
-Chłopak?- spytała i spojrzała na mnie. Miała śliczne czekoladowo-miodowe oczy.
-Dziewczyna.- znowu spojrzałam w niebo.
-Uh. Jestem Jolene.- uśmiechnęła się, a grzywka opadła jej na oko.
-Please don't take my man.- zaśmiałam się.- Cassandra.
-Ładnie. Takie głębokie to imię. A zdrabnia się je?
-Cassie.
-Jeszcze ładniej. Na co patrzysz?
Niebo nagle zrobiło się szare. Chmury zasłoniły słońce i spadł deszcz. Poczułam jakby moje ciało oczyściło się od środka. Nie wiem czy to dzięki pogodzie czy Jolene.
-Jesteś stąd?- spytałam wstając. Dziewczyna była metalem. Miała czarne, błyszczące martensy, jeansowe spodnie z szelkami i nierówno zapiętą, czarną koszulę w kratkę. Miała słodkie piegi, które lekko zasłaniały brązowe włosy, które widocznie chciały się kręcić. Dziewczyna odgarnęła je odsłaniając kawałek bluzki wystającej spod koszuli.
-Tak. Mieszkam niedaleko. Chodźmy do mnie. Bo zmokniesz.- dotknęła moich włosów.- I jeszcze zepsują ci się włosy. A są takie słodkie.
Jolene miała słodkie mieszkanko w starej kamienicy.
-Sama tu mieszkasz?- spytałam.
-Tak. Kiedyś mieszkałam z dziewczyną, ale się wyprowadziła.
-Miałaś dziewczynę?- spojrzałam na nią. Była pierwszą homoseksualistką, która mówiła o swojej orientacji spokojnie i bez problemów.
-Taak. Ale to dawno. Chyba po raz pierwszy kogoś pokochałam. Chciałabym zakochać się jeszcze raz.
Usiadłam obok niej i przytuliłam. Znałam ją pól godziny, ale zainteresowała mnie.
-Nie boisz się kontaktu z obcymi osobami?- spojrzała na mnie swoimi ślicznymi oczami.
-Ogólnie to jestem otwarta. Wiesz, chyba muszę już wracać.
-Szkoda. Ale obiecaj mi, że się zobaczymy.
-Obiecuję. Jutro w parku, na trawie, o 16.00?
-Chętnie bardzo.- powiedziała otwierając mi drzwi.- Do zobaczenia Cassie.
-Do zobaczenia Jolene.
Wracałam do domu i myślałam o Jolene. O tym jak bardzo chciałabym się teraz do niej przytulić, poczuć jej zapach. Była wspaniała, chociaż znałam ją tak krótko.
-Ja jebię.- szepnęła Billie.- Co ty jej kurwa zrobiłeś?
David wstał, a ja podbiegłam do Rip i mocno ją przytuliłam.
-Nic. Ja może już pójdę.- powiedział i zarumienił się lekko.
-Czekaj. Co ty kurwa w ogóle myślisz?- Billie mówiła lodowatym tonem, który był straszny. Wolałam jak krzyczała.- Wydaje ci się, że możesz po prostu przyjść, przytulić ją i przeprosić i wszystko będzie zajebiście? Że ona zapomni tak nagle, że jej nie zaufałeś? Wiedz, że Rip nie jest taka głupia i szybko ci nie wybaczy. A teraz oddal się z resztką godności.
David zacisnął pięści i wyszedł. Billie podleciała do nas i przytuliła.
-Ja go kocham.- wyjęczała Rip.- Kocham najmocniej na świecie. Nie mogłabym o nim zapomnieć, i pokochać kogoś innego. Nie chcę kochać nikogo innego.
-Już spokojnie.- uspokajałam ją.- Wiem, że go kochasz. Ale musisz wziąć pod uwagę to, że on ci nie uwierzył.
-Właśnie Rip. Zachował się jak dziecko. Dziecko zazdrosne o kogoś dla kogo jest wszystkim. Nie rozumiesz, że on nie zakochał się w całej tobie? Tylko w twoich zaletach. Jest ich mnóstwo, ale nikt nie jest idealny.
-Ale ja kocham go całego.
Rozumiałam Ripley. Trudno było przestać kochać.
***
Leżałam w parku na trawie patrząc w niebo. Chciałabym być aniołem. Nagle zobaczyłam jakiś cień. Brązowowłosa dziewczyna położyła się obok mnie.
-Chłopak?- spytała i spojrzała na mnie. Miała śliczne czekoladowo-miodowe oczy.
-Dziewczyna.- znowu spojrzałam w niebo.
-Uh. Jestem Jolene.- uśmiechnęła się, a grzywka opadła jej na oko.
-Please don't take my man.- zaśmiałam się.- Cassandra.
-Ładnie. Takie głębokie to imię. A zdrabnia się je?
-Cassie.
-Jeszcze ładniej. Na co patrzysz?
Niebo nagle zrobiło się szare. Chmury zasłoniły słońce i spadł deszcz. Poczułam jakby moje ciało oczyściło się od środka. Nie wiem czy to dzięki pogodzie czy Jolene.
-Jesteś stąd?- spytałam wstając. Dziewczyna była metalem. Miała czarne, błyszczące martensy, jeansowe spodnie z szelkami i nierówno zapiętą, czarną koszulę w kratkę. Miała słodkie piegi, które lekko zasłaniały brązowe włosy, które widocznie chciały się kręcić. Dziewczyna odgarnęła je odsłaniając kawałek bluzki wystającej spod koszuli.
-Tak. Mieszkam niedaleko. Chodźmy do mnie. Bo zmokniesz.- dotknęła moich włosów.- I jeszcze zepsują ci się włosy. A są takie słodkie.
Jolene miała słodkie mieszkanko w starej kamienicy.
-Sama tu mieszkasz?- spytałam.
-Tak. Kiedyś mieszkałam z dziewczyną, ale się wyprowadziła.
-Miałaś dziewczynę?- spojrzałam na nią. Była pierwszą homoseksualistką, która mówiła o swojej orientacji spokojnie i bez problemów.
-Taak. Ale to dawno. Chyba po raz pierwszy kogoś pokochałam. Chciałabym zakochać się jeszcze raz.
Usiadłam obok niej i przytuliłam. Znałam ją pól godziny, ale zainteresowała mnie.
-Nie boisz się kontaktu z obcymi osobami?- spojrzała na mnie swoimi ślicznymi oczami.
-Ogólnie to jestem otwarta. Wiesz, chyba muszę już wracać.
-Szkoda. Ale obiecaj mi, że się zobaczymy.
-Obiecuję. Jutro w parku, na trawie, o 16.00?
-Chętnie bardzo.- powiedziała otwierając mi drzwi.- Do zobaczenia Cassie.
-Do zobaczenia Jolene.
Wracałam do domu i myślałam o Jolene. O tym jak bardzo chciałabym się teraz do niej przytulić, poczuć jej zapach. Była wspaniała, chociaż znałam ją tak krótko.
sobota, 2 czerwca 2012
Rodział Dwudziesty Piąty
*Oczami Ripley*
Martwiłam się o Cass. Ta cała akcja z Mar. Nie miała prawa jej uderzyć. Zwłaszcza,że nie miała żadych powodów.I Billie... Cały czas myśli o swoim "bracie" i ciotce. Myślę, że do niej poleci, ale musi jeszcze trochę poczekać. Jeszcze za szybko. Kurwa. Przyjechałyśmy tutaj z nadzieją na lepsze życie. I co? Wszystko się pierdoli. WSZYSTKO. Na początek rodzice, potem szpital, David... To wszystko działo się tak szybko. Byliśmy ze sobą tylko kilka miesięcy,ale ja czułam,że jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. A teraz Go straciłam. Ma mnie gdzieś. I to co się stało. Właśnie..Nadal nie mogę zapomnieć tego uczucia. Jak próbowałam się wyrwać, ale On przyciskał mnie swoim ciężkim ciałem, jak czułam się słaba,nie mogłam nic zrobić. Nadal byłam cała obolała. Czułam każde miejsce w którym mnie dotykał. Nie potrafiłam o tym zapomnieć. Nie wyobażam sobie,że ktokolwiek dotykałby mnie znowu w taki sposób. To było takie bolesne, agresywne. Śnił mi się od tego czasu 5 razy. Za każdym razem podchodził do mnie i chciał to zrobić, a ja budziłam się z krzykiem. Wiem, że dziewczyny chciały mi pomóc,ale nic nie sprawi, że zapomnę. Ciągle w moich snach pojawia się też David. Przytula mnie całuje, a ja budzę się wkurwiona i rozczarowana. To tylko sny. Mam go tylko w snach. I cięcie się. Cały czas chcę to zrobić znowu. Tęsknię. Za tym wspaniałym uczuciem które każdego razu odkrywam na nowo. Brakuje mi tego. Ale bardziej brakuje mi JEGO. Był częścią mnie która nagle się odłączyła. Nie wiem jak mam zrozumieć to,że zostawił mnie przez coś takiego. Nigdy tego nie zrozumiem.
Do pokoju weszła Cass.
-Ripuś, jak się czujesz? - bardzo lubiłam jak tak do mnie mówiła. Pamiętam jaka byłam szczęśliwa, jak tak słodko odzywałyśmy się do siebie w dzieciństwie.
-Dobrze. - skałamałam cicho. Przyjaciółka zauważyła, że mówię to bez przekonania. Widziała kiedy kłamię. Podeszła do mnie i objęła mnie.
-Ałłć... - jęknęłam. Nadal byłam cała obolała. Musiał mi nieźle wpierolić.
-Oj, przepraszam. - obluźniła uścisk.
- A ty? Rozmawiałaś z Mar?
- Nie.. Nie teraz...
-Ale porozmawiasz?
-Tak. - odpowiedziała.
-Dobrze. A jak twój policzek?- spytałam i odsunęłam kosmyki włosów Cassie.
-Nie wygląda dobrze... - skrzywiłam się.
-Ale nie boli tak bardzo, trochę szczypie. - powiedziała i uśmiechnęła się.
-Brakuje mi twojego uśmiechu. Takiego szczerego, prawdziwego. Będziesz się jeszcze uśmiechać w ten sposób?
- Tak, obiecuję. - przytuliła mnie mocniej.
Do pokoju weszła Billie.
-Grupowe seksowanie beze mnie? - zrobiła słodką, smutną minkę podbiegając do nas.
-Choooodź, kochanie. - odunęłyśmy się trochę od siebie,aby wpuścić ją do środka.
Billie weszła do nas i razem siedziałyśmy przytulając się. Jaka ja byłam szczęściwa,że je miałam. Teraz nie był ważny David, żyletki, Jeremy, nic. Tylko One.
-Kocham Was. - powiedziałam i przytuliłam je jeszcze mocniej.
-My Ciebie też, Ripuś. - powiedziały i uśmiechnęły się.
Martwiłam się o Cass. Ta cała akcja z Mar. Nie miała prawa jej uderzyć. Zwłaszcza,że nie miała żadych powodów.I Billie... Cały czas myśli o swoim "bracie" i ciotce. Myślę, że do niej poleci, ale musi jeszcze trochę poczekać. Jeszcze za szybko. Kurwa. Przyjechałyśmy tutaj z nadzieją na lepsze życie. I co? Wszystko się pierdoli. WSZYSTKO. Na początek rodzice, potem szpital, David... To wszystko działo się tak szybko. Byliśmy ze sobą tylko kilka miesięcy,ale ja czułam,że jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. A teraz Go straciłam. Ma mnie gdzieś. I to co się stało. Właśnie..Nadal nie mogę zapomnieć tego uczucia. Jak próbowałam się wyrwać, ale On przyciskał mnie swoim ciężkim ciałem, jak czułam się słaba,nie mogłam nic zrobić. Nadal byłam cała obolała. Czułam każde miejsce w którym mnie dotykał. Nie potrafiłam o tym zapomnieć. Nie wyobażam sobie,że ktokolwiek dotykałby mnie znowu w taki sposób. To było takie bolesne, agresywne. Śnił mi się od tego czasu 5 razy. Za każdym razem podchodził do mnie i chciał to zrobić, a ja budziłam się z krzykiem. Wiem, że dziewczyny chciały mi pomóc,ale nic nie sprawi, że zapomnę. Ciągle w moich snach pojawia się też David. Przytula mnie całuje, a ja budzę się wkurwiona i rozczarowana. To tylko sny. Mam go tylko w snach. I cięcie się. Cały czas chcę to zrobić znowu. Tęsknię. Za tym wspaniałym uczuciem które każdego razu odkrywam na nowo. Brakuje mi tego. Ale bardziej brakuje mi JEGO. Był częścią mnie która nagle się odłączyła. Nie wiem jak mam zrozumieć to,że zostawił mnie przez coś takiego. Nigdy tego nie zrozumiem.
Do pokoju weszła Cass.
-Ripuś, jak się czujesz? - bardzo lubiłam jak tak do mnie mówiła. Pamiętam jaka byłam szczęśliwa, jak tak słodko odzywałyśmy się do siebie w dzieciństwie.
-Dobrze. - skałamałam cicho. Przyjaciółka zauważyła, że mówię to bez przekonania. Widziała kiedy kłamię. Podeszła do mnie i objęła mnie.
-Ałłć... - jęknęłam. Nadal byłam cała obolała. Musiał mi nieźle wpierolić.
-Oj, przepraszam. - obluźniła uścisk.
- A ty? Rozmawiałaś z Mar?
- Nie.. Nie teraz...
-Ale porozmawiasz?
-Tak. - odpowiedziała.
-Dobrze. A jak twój policzek?- spytałam i odsunęłam kosmyki włosów Cassie.
-Nie wygląda dobrze... - skrzywiłam się.
-Ale nie boli tak bardzo, trochę szczypie. - powiedziała i uśmiechnęła się.
-Brakuje mi twojego uśmiechu. Takiego szczerego, prawdziwego. Będziesz się jeszcze uśmiechać w ten sposób?
- Tak, obiecuję. - przytuliła mnie mocniej.
Do pokoju weszła Billie.
-Grupowe seksowanie beze mnie? - zrobiła słodką, smutną minkę podbiegając do nas.
-Choooodź, kochanie. - odunęłyśmy się trochę od siebie,aby wpuścić ją do środka.
Billie weszła do nas i razem siedziałyśmy przytulając się. Jaka ja byłam szczęściwa,że je miałam. Teraz nie był ważny David, żyletki, Jeremy, nic. Tylko One.
-Kocham Was. - powiedziałam i przytuliłam je jeszcze mocniej.
-My Ciebie też, Ripuś. - powiedziały i uśmiechnęły się.
***
Siedzimy właśnie z Axlem i Izzym oglądając The Ringa. Bardzo się cieszę, że są z nami. W końcu nigdy nie wiadomo kiedy ten skurwiel sobie o nas przypomini.
Zadzwonił dzwonek.
-Kurwa... - jęknęłam cicho.
-Spokojnie. Rip, nic się nie stanie. - uspokoił mnie Izzy i podszedł do drzwi ostrożnie
Nie wracał przez chwilę, ale usłyszałam krzyki.
-Ty chuju! Masz jeszcze odwagę tutaj przychodzić?! Po tym wszystkim?! Skrzywdziłeś Ją, Ona tyle przeszła, a ty tu przychodzisz?!
- Spokojnie.. Chciałem sprawdzić co się stało. Przecież Cassie i Billie mi nie powiedziały. - to był...David?
Wstałam wolno z kanapy i zbliżyłam się do drzwi. Zobaczył mnie.
-Rip.. Jejku, skarbie, co Ci się stało? - pewnie zauważył moją pobitą twarz.
Nie odezwałam się. Nie miałam siły, zabrakło mi słów. Po prostu zaniemówiłam na jego widok. A tak strasznie chciałam żeby tu przyszedł, przytulił... A teraz kurwa nie potrafiłam powiedzieć ani słowa.
Usłyszałam, że Axl, Billie i Cassie też idą do nas.
- Powinniście porozmawiać... - powiedziała Cass.
-My wyjdziemy na chwilę. Ale Rip, chcesz tego?
Nieśmiało przytaknęłam.
Wszyscy wyszli, a my zostaliśmy sami. Mam mu powiedzieć? Co mam teraz do chuja zrobić?!
-Rip... Posłuchaj mnie. Bo.. Ja Cię kocham. Przepaszam, nie wiem co mnie napadło. Nie powiennienem.
- No nie.
Usiadłam na łóżku, schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.
-Nie płacz. Błagam.
Nie odpowiedziałam. Podszedł do mnie i przytulił. Wtuliłam się w Jego ramona. Tak bardzo tego potrzebowałam.
-Ripley, co się wtedy stało?
- Ja.. Nie mogę. - zaczęłam płakać jeszcze bardziej, mocząc Jego fioletową koszulkę.
-Ktoś Cię skrzywdził?
-Tak...Bo... Jeremy.. On... Zgwałcił mnie.
-Ja pierdolę. Ripley, kochanie.Jak się czujesz? - przytulił mnie bardzo mocno. Widziałam,że był w szoku. Miał łzy w oczach.
-Ktoś Cię skrzywdził?
-Tak...Bo... Jeremy.. On... Zgwałcił mnie.
-Ja pierdolę. Ripley, kochanie.Jak się czujesz? - przytulił mnie bardzo mocno. Widziałam,że był w szoku. Miał łzy w oczach.
- A jak się kurwa mam czuć?! Zostawiłeś mnie!Jak ryczałam patrząc jak ode mnie odchodzisz przyszedł ten chuj! Zabrał mnie do siebie i skrzydził! Wywiózł na jakieś zadupie i zostawił! Znowu zaczęłam się ciąć! I jak ja mam się do chuja czuć?! - wyrwałam się z jego objęć i wstałam.
-Ripley.. Przepraszam. Tak strasznie tego żałuję. Kocham cię. Bardzo cię kocham. Nikogo nie kocham tak jak ciebie.
- To co ty sobie chuju myślałeś jak odchodziłeś?! Że następnego dnia wrócisz i będzie okej?! Też cię kocham, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, ale ja nie chcę więcej tak cierpieć. Wyobrażasz sobie co ja czułam?
-Nie wiem. Nie wiem co wtedy myślałem.Byłem zły, myślałem, że Ty z Nim... A On zrobił ci taką krzywdę.Nigdy sobcie tego nie wybaczę. Strasznie Cię kocham i nigdy więcej nie dam Ci odejść. Jeśli w ogóle będziesz chciałabyć z kimś takim jak ja. Będę się starał, okazywał ci to jak bardzo mi na tobie zależy, będę bardziej ci ufał. Ale wróć do mnie, błagam.
-Ja nie wiem co mam teraz zrobić... Kocham Cię, ale nie pozwolę żebyś mnie tak traktował.
Usłyszałam cichy szelest. Wrócili. Zdałam sobie sprawę, że nadal strasznie płaczę, siedząc jak jakieś pierdolone emo trzęsąc się na kanapie, a David patrzy cały czas na mnie przytulając mnie. Więcej nie chiałam się wyrywać. Byłam na Niego zła, ale nie potrafiłam Go odpychać. To było strasznie trudne.
Cassie i Billie weszyły do pokoju.
-Ripley.. Przepraszam. Tak strasznie tego żałuję. Kocham cię. Bardzo cię kocham. Nikogo nie kocham tak jak ciebie.
- To co ty sobie chuju myślałeś jak odchodziłeś?! Że następnego dnia wrócisz i będzie okej?! Też cię kocham, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, ale ja nie chcę więcej tak cierpieć. Wyobrażasz sobie co ja czułam?
-Nie wiem. Nie wiem co wtedy myślałem.Byłem zły, myślałem, że Ty z Nim... A On zrobił ci taką krzywdę.Nigdy sobcie tego nie wybaczę. Strasznie Cię kocham i nigdy więcej nie dam Ci odejść. Jeśli w ogóle będziesz chciałabyć z kimś takim jak ja. Będę się starał, okazywał ci to jak bardzo mi na tobie zależy, będę bardziej ci ufał. Ale wróć do mnie, błagam.
-Ja nie wiem co mam teraz zrobić... Kocham Cię, ale nie pozwolę żebyś mnie tak traktował.
Usłyszałam cichy szelest. Wrócili. Zdałam sobie sprawę, że nadal strasznie płaczę, siedząc jak jakieś pierdolone emo trzęsąc się na kanapie, a David patrzy cały czas na mnie przytulając mnie. Więcej nie chiałam się wyrywać. Byłam na Niego zła, ale nie potrafiłam Go odpychać. To było strasznie trudne.
Cassie i Billie weszyły do pokoju.
Rozdział dwudziesty czwarty
*oczami Cassie*
Siedziałam i patrzyłam na śpiącą Ripley i przytulających się Billie i Axl'a. Byłam bliska płaczu.
-Cassie?- Billie usiadła obok mnie i przytuliła.- Wszystko dobrze?
Siedziałam i patrzyłam na śpiącą Ripley i przytulających się Billie i Axl'a. Byłam bliska płaczu.
-Cassie?- Billie usiadła obok mnie i przytuliła.- Wszystko dobrze?
-Tak szepnęłam.
Łza spadła na jej bluzkę.
-Nie płacz, Cass.- Axl usiadł z drugiej strony i wziął mnie za rękę.- Już wszystko dobrze.
-Dziękuję wam, że jesteście.- Ripley obudziła się.
Wyrwałam się Billie i Axl'owi podbiegłam do niej i pocałowałam w policzek.
Billie przyszła do nas.
-Słodkie jesteśmy.- powiedziała z uśmiechem.
Ripley położyła głowę na ramieniu Billie i znowu zasnęła. Axl pobiegł po aparat i zrobił nam zdjęcie.
-No kurwa, pozwoliłam ci chuju?!- krzyknęłam. Zawsze wychodziłam na zdjęciach nieogarnięta, przymulona i krzywa. Chłopak i Billie roześmiali się.
Łza spadła na jej bluzkę.
-Nie płacz, Cass.- Axl usiadł z drugiej strony i wziął mnie za rękę.- Już wszystko dobrze.
-Dziękuję wam, że jesteście.- Ripley obudziła się.
Wyrwałam się Billie i Axl'owi podbiegłam do niej i pocałowałam w policzek.
Billie przyszła do nas.
-Słodkie jesteśmy.- powiedziała z uśmiechem.
Ripley położyła głowę na ramieniu Billie i znowu zasnęła. Axl pobiegł po aparat i zrobił nam zdjęcie.
-No kurwa, pozwoliłam ci chuju?!- krzyknęłam. Zawsze wychodziłam na zdjęciach nieogarnięta, przymulona i krzywa. Chłopak i Billie roześmiali się.
-To nie jest śmieszne.- powiedziałam oburzona i też się uśmiechnęłam.
Każdy ma takiego przyjaciela przy którym nie potrafi być poważny ♥
-Cass, może idź do Marilyn. Dawno się przez to wszystko nie widziałyście.
-Nie chcę sama. Ten psychol mnie znajdzie i zgwałci.
Każdy ma takiego przyjaciela przy którym nie potrafi być poważny ♥
-Cass, może idź do Marilyn. Dawno się przez to wszystko nie widziałyście.
-Nie chcę sama. Ten psychol mnie znajdzie i zgwałci.
-Zadzwonię po Izzy'ego.- Axl nie dawał spokoju.
***
Zapukałam do drzwi Mar.
-To ja idę.- powiedział Izzy i pocałował mnie w czoło. W tym samym momencie otworzyła drzwi.
Nic nie mówiła, tylko wskazała drogę do środka. Zamknęła drzwi.
-Czemu on cię pocałował?
-Nie wiem. Marilyn, Izzy to tylko przyjaciel. Kocham tylko ciebie.- wzięłam ją za rękę.
-Nie kłam! Myślisz, że kurwa nie widzę jak zachowujesz się przy chłopcach?! Podrywasz ich, flirtujesz, dotykasz ich!
-To wszystko nie jest tak jak myślisz.
-A niby kurwa jak?! Najpierw mówisz, że mnie kochasz, że weźmiemy ślub, że będzie zajebiście, a potem widzę cię z Izzy'm. Nie daje ci tego co dają ci chłopcy?!
-Nie mów tak! Kocham cię Marilyn! Nie ufasz mi?
***
Zapukałam do drzwi Mar.
-To ja idę.- powiedział Izzy i pocałował mnie w czoło. W tym samym momencie otworzyła drzwi.
Nic nie mówiła, tylko wskazała drogę do środka. Zamknęła drzwi.
-Czemu on cię pocałował?
-Nie wiem. Marilyn, Izzy to tylko przyjaciel. Kocham tylko ciebie.- wzięłam ją za rękę.
-Nie kłam! Myślisz, że kurwa nie widzę jak zachowujesz się przy chłopcach?! Podrywasz ich, flirtujesz, dotykasz ich!
-To wszystko nie jest tak jak myślisz.
-A niby kurwa jak?! Najpierw mówisz, że mnie kochasz, że weźmiemy ślub, że będzie zajebiście, a potem widzę cię z Izzy'm. Nie daje ci tego co dają ci chłopcy?!
-Nie mów tak! Kocham cię Marilyn! Nie ufasz mi?
-Ufałam. Teraz już nie. Jak całujesz się z każdym chłopakiem jakiego widzisz.
Zachowywała się jak zazdrosny Slash.
-Odpierdol się.- powiedziałam i pobiegłam w stronę drzwi. Marilyn złapała mnie mocno za ramię i uderzyła w twarz.
Zachowywała się jak zazdrosny Slash.
-Odpierdol się.- powiedziałam i pobiegłam w stronę drzwi. Marilyn złapała mnie mocno za ramię i uderzyła w twarz.
-Nienawidzę cię kurwo.- wybiegłam z hotelu.
-Cassie!- krzyknął Izzy.- Poczekaj! Co się stało.
Zamknęłam się w swoim pokoju. Ktoś coś krzyczał, walił w drzwi i szarpał za klamkę.
Wyjęłam strzykawkę z szuflady. Zdjęłam z siebie pasek, zacisnęłam go na swoim ramieniu i wbiłam igłę w żyły. Nie chciałam już żyć. Marilyn mnie nie kochała. Nie myślałam wtedy o Billie i Ripley, które wtedy strasznie się o mnie martwiły. Nie chciałam ich zranić.
Podeszłam z powrotem do szuflady, wyjęłam niebieskie tabletki i upadłam.
***
-Cassie! Obudź się. Proszę.- otworzyłam oczy i zobaczyłam Rip i Billie stojące nade mną.
Usiadłam.
-Cassie!- krzyknął Izzy.- Poczekaj! Co się stało.
Zamknęłam się w swoim pokoju. Ktoś coś krzyczał, walił w drzwi i szarpał za klamkę.
Wyjęłam strzykawkę z szuflady. Zdjęłam z siebie pasek, zacisnęłam go na swoim ramieniu i wbiłam igłę w żyły. Nie chciałam już żyć. Marilyn mnie nie kochała. Nie myślałam wtedy o Billie i Ripley, które wtedy strasznie się o mnie martwiły. Nie chciałam ich zranić.
Podeszłam z powrotem do szuflady, wyjęłam niebieskie tabletki i upadłam.
***
-Cassie! Obudź się. Proszę.- otworzyłam oczy i zobaczyłam Rip i Billie stojące nade mną.
Usiadłam.
-Jak się czujesz?- przytuliły mnie.
-Dobrze.- nie pamiętałam co zrobiłam. Ale nie chciało mi się rzygać, nic mnie nie bolało. Wszystko było dobrze.
-Okej. Opowiedz teraz wszystko co się stało.- Billie mnie pogłaskała i odgarnęła mi grzywkę z twarzy.- O kurwa! Co to?!
Dotknęłam policzka. Szczypało. Kurwa mać. Marilyn musiała mnie uderzyć.
-Uderzyła cię prawda?- spytał Axl.
-Mhm. Musiałam coś powiedzieć, zrobić. Na pewno to moja wina.
-Nie kurwa! To nie twoja wina, że Marilyn coś ci zrobiła.- Ripley się zdenerwowała.
-Ale spokojnie. Pogadam z nią.- powiedziałam.- Chcę spać.
Położyłam się i poczułam, zapach Billie i Ripley i ich ręce na moim ciele.
♥
-Dobrze.- nie pamiętałam co zrobiłam. Ale nie chciało mi się rzygać, nic mnie nie bolało. Wszystko było dobrze.
-Okej. Opowiedz teraz wszystko co się stało.- Billie mnie pogłaskała i odgarnęła mi grzywkę z twarzy.- O kurwa! Co to?!
Dotknęłam policzka. Szczypało. Kurwa mać. Marilyn musiała mnie uderzyć.
-Uderzyła cię prawda?- spytał Axl.
-Mhm. Musiałam coś powiedzieć, zrobić. Na pewno to moja wina.
-Nie kurwa! To nie twoja wina, że Marilyn coś ci zrobiła.- Ripley się zdenerwowała.
-Ale spokojnie. Pogadam z nią.- powiedziałam.- Chcę spać.
Położyłam się i poczułam, zapach Billie i Ripley i ich ręce na moim ciele.
♥
piątek, 1 czerwca 2012
Rozdział Dwudziesty trzeci
*oczami Billie*
Chodziłam w kółko i nie wiedziałam co robić. Wszyscy pojechali szukać Ripley. Ja miałam zostać w domu i czekać na nią, gdyby wróciła. Chciałam iść z nimi ale Cassie stwierdziła, że jestem zbyt przejęta i zamiast szukać Rip, trzba będzie szukać mnie, bo sama się zgubie.
-Świetnie ! - powiedziałam sama do siebie.
Zajrzałam do kartonowego pudła, gdzie chowałam swoje rzeczy. Pogrzebałam w nim chwilę i znalazłam to co chciałam. Morfinę. Wzięłam do ręki strzykawkę i wbiłam w żyłę. Zrobiło mi się odrobinę lepiej. Usiadłam na podłodze i zaczęłam się zastanawiać, gdzie się Ripley mogła schować. Moje rozmyślania przerwała Cass.
-Billie ! - krzyknęła wchodząc do pokoju. - teraz ja siedzę w domu i telefonuję do ludzi, u których mogłaby być Rip, a ty chodzisz z Axlem i Izzym po L.A i jej szukacie.
-Jasne !
Wybiegłam z domu i zobaczyłam Axla i Izzy.
-Znajdziemy ją - powiedział Axl i złapał mnie za rękę.
-To ja idę po samochód, będę jeździć po ulicach a wy sobie pochodźcie, tam gdzie ja nie wjadę - powiedział Stradlin i oddalił się zostawiając nas samych.
-Chodź, pójdziemy najpierw tam... - Rose pociągnął mnie w stronę centrum miasta.
***
Biegłam szybko w stronę skulonej postaci, siedzącej na chodniku. Nie widziałam jej za dobrze, ale miałam takie przecucie, że to może być Ripley.
-Ripley ! - krzyknęłam.
Postać odwróciła się.
-Billie... to ty... - Rip miała słaby głos a po policzkach leciały jej łzy.
Kucnęłam obok niej i zobaczyłam co trzyma w ręku. Kawałek szkła... Przeraziłam się.
-Po co ci to ? - spytałam wskazując na ostry przedmiot.
Moja przyjaciółka spóściła wzrok. Uważnie jej się przyjrzałam. Ubranie było całe postrzępione i podarte. Na udach miała kilka czerwonych kresek...
-Ripley ! Co ty zrobiłaś ?!
-Przepraszam... - powiedziała cicho. - ja nie mogłam inaczej...
-Trzeba ją zbadać - powiedział Axl, który do tej pory stał cicho.
Wziął ją na ręcę i zaczął iść w stronę najbliższego szpitala.
-Oh, Rip ! Jak to dobrze, że zaczęliśmy ciebie szukać na obrzeżach miasta ! - byłam bliska płaczu. - jak to dobrze, że ciebie znaleźliśmy !
-Ktoś mnie szukał ? - szepnęła.
-Wszyscy cię, kurwa, szukali ! Wszyscy ! - odparłam. - co ci się właściwie stało ?
-Ja... biegłam za Davidem...
-To już wiem. Ale co się stało dalej ?
-Nie chcę teraz o tym mówić.
Umilkłam. Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
***
-Billie ! - krzyknęła Cassie, gdy tylko mnie zobaczyła. - gdzie Ripley ?
-Badają ją - odpowiedziałam zdenerwowana.
Cass spojrzała na mnie i mocno mnie przytuliła.
-Będzie dobrze - powiedziała i usiadła na krześle.
Postałam chwilę, a potem zrobiłam to samo. Siedziałyśmy kilka minut, dopóki nie nadszedł David.
-Hej - mruknął. - co wy tu robicie ? Coś się stało ?
-Stało się... - odpowiedziała cicho Cass.
-Ale co ?
Już mu chciałam powiedzieć, ale nadszedł lekarz.
-Pacjentka Ripley Nirvan czuje się dobrze - powiedział spokojnie. - ale musimy porozmawiać. Może chodźmy do gabinetu.
-Co się kurwa stało z Ripley ?! - krzyknął David. - co jej jest ?!
Cała trójka na niego spojrzała.
-Pacjentka Ripley Nirvan została tu przywieziona w złym stanie wyjaśnił doktor - była bardzo osłabiona i poobijana, ale już jest lepiej. Czy to panu wystarcza ?
-Nie !
Przewróciłam oczami, a Cassie westchnęła.
-David, powiemy ci wszystko dokładnie, jak same się dowiemy co się stało, dobrze ? Poczekaj chwile na nas - powiedziała życzliwie.
Chłopak pokiwał głową i powoli usiadł na podłodze. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął coś mamrotać.
-Pacjentka Ripley Nirvan została zgwałcona - oznajmił lekarz, kiedy weszliśmy do gabinetu.
-Co kurwa ?! - krzyknęłam równocześnie z Cassie.
-Proszę usiąsć - wskazał dwa wolne krzesła.
Wykonałyśmy jego polecenie i popatrzyłyśmy się na niego.
-Oprócz tego była także bita. Podejrzewają panie przez kogo ?
Pokiwałyśmy przecząco głowami.
-Pacjentka nie posiada większych obrażeń. Myślę, że można ją już zabrać do domu.
-Świetnie... - powiedziała Cass cicho i wyszłyśmy z pomieszczenia.
***
Ripley spała. Ja i Cassie siedziałyśmy wstrząśnięte w pokoju.
-Od początku wiedziałam, że coś z nim jest nie tak... - powiedziała cicho. - nie zgadzała się data urodzenia jaką podał... on powinien mieć teraz dwanaście lat !
-Skąd on wiedział tyle rzeczy o mnie ? Mówił, że widział się z ciocią Henriettą... a jeśli zrobił jej coś złego ? - przestraszyłam się.
-Spokojnie. Nic złego na pewno się nie stało... czy wiesz gdzie mieszka ten cały Jeremy ? - Cass skrzywiła się wypowiadając jego imię.
-Nie wiem. Nie mówił gdzie mieszka. Chyba nie masz zamiaru go odwiedzić ?
-Sama nie wiem - westchnęła. - ale być może przydałby nam się jego adres.
-Ja myślę, że on tu jeszcze przyjdzie - szepnęłam. - w końcu nie po to chyba się tak natrudził zbierając te wszystkie informacje o mnie, żeby zrobić to zrobił...
Cassie pobladła. Rozejrzała się dookoła, sprawdziła czy wszystkie okna i drzwi są pozamykane.
-Zrobić ci herbatę ? - spytała łamiącym się głosem.
-Poproszę...
Siedziałam na kanapie. Na tej samej, na której siedział mój "brat". Nie powinnam być tak łatwowierna. Wpuściłam do domu jakiegoś psychopatę ! To była najgłupsza rzecz jaką zrobiłam w swoim siedemnastoletnim życiu. Biedna Ripley. Teraz cierpi przez mój brak odpowiedzialności. To mnie powinnien uprowadzić Jeremy, nie ją. To nie jej wina.
Wstałam z kanapy i wyjrzałam przez okno. Powoli zapadał zmierzch. Wzdrygnęłam się. Jeremy może teraz stać w ukryciu i obserwować nasz dom. Szybko zasłoniłam szybę firanką.
-Wydaje mi się - powiedziałam do Cass. - że nie powinnyśmy być tu same...
Cassie podała mi kubek z gorącym napojem.
-Masz rację. Wiem, że to głupie, ale ja się boję...
-Ja też. Ten skurwiel może w każdej chwili nas zaatakować i... - nie dokończyłam, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
Cassie wypuściła z rąk szklankę, która rozbiła się na drobne kawałki, ja zaś cała drżałam. Dzwonek
ponownie zadzwonił. Żadna z nas nie chciała otworzyć. Usłyszałyśmy dźwięk przekręcanego klucza, drzwi otworzyły się i stanął w nich... Axl.
-Kurwa ! Axl... - szepnęłam osuwając się na podłogę.
-Co się stało ? - podszedł do mnie szybkim krokiem i złapał za ręce.
-Nic - odpowiedziała Cass. - wystraszyłeś nas. Myślałyśmy, że to ktoś inny...
-A kto inny miałby klucze do waszego mieszkania ? - pocałował mnie w policzkek. - przyszedłem sprawdzić jak się czujecie. Ripley śpi ?
Pokiwałam głową. Moje serce wciąż nie mogło się uspokoić, myślałam że umrę ze strachu.
-Blada jesteś - stwierdził głaszcząc mnie po policzku. - zostanę tu na noc.
Ucieszyłam się i mocno go przytuliłam. Kiedy przy nim byłam czułam się bezpieczna. Niczego się nie bała. Nawet stu takich jak Jeremy. Wiedziałam, że Axl nie pozwoliłby, żeby stało mi się coś złego.
Chodziłam w kółko i nie wiedziałam co robić. Wszyscy pojechali szukać Ripley. Ja miałam zostać w domu i czekać na nią, gdyby wróciła. Chciałam iść z nimi ale Cassie stwierdziła, że jestem zbyt przejęta i zamiast szukać Rip, trzba będzie szukać mnie, bo sama się zgubie.
-Świetnie ! - powiedziałam sama do siebie.
Zajrzałam do kartonowego pudła, gdzie chowałam swoje rzeczy. Pogrzebałam w nim chwilę i znalazłam to co chciałam. Morfinę. Wzięłam do ręki strzykawkę i wbiłam w żyłę. Zrobiło mi się odrobinę lepiej. Usiadłam na podłodze i zaczęłam się zastanawiać, gdzie się Ripley mogła schować. Moje rozmyślania przerwała Cass.
-Billie ! - krzyknęła wchodząc do pokoju. - teraz ja siedzę w domu i telefonuję do ludzi, u których mogłaby być Rip, a ty chodzisz z Axlem i Izzym po L.A i jej szukacie.
-Jasne !
Wybiegłam z domu i zobaczyłam Axla i Izzy.
-Znajdziemy ją - powiedział Axl i złapał mnie za rękę.
-To ja idę po samochód, będę jeździć po ulicach a wy sobie pochodźcie, tam gdzie ja nie wjadę - powiedział Stradlin i oddalił się zostawiając nas samych.
-Chodź, pójdziemy najpierw tam... - Rose pociągnął mnie w stronę centrum miasta.
***
Biegłam szybko w stronę skulonej postaci, siedzącej na chodniku. Nie widziałam jej za dobrze, ale miałam takie przecucie, że to może być Ripley.
-Ripley ! - krzyknęłam.
Postać odwróciła się.
-Billie... to ty... - Rip miała słaby głos a po policzkach leciały jej łzy.
Kucnęłam obok niej i zobaczyłam co trzyma w ręku. Kawałek szkła... Przeraziłam się.
-Po co ci to ? - spytałam wskazując na ostry przedmiot.
Moja przyjaciółka spóściła wzrok. Uważnie jej się przyjrzałam. Ubranie było całe postrzępione i podarte. Na udach miała kilka czerwonych kresek...
-Ripley ! Co ty zrobiłaś ?!
-Przepraszam... - powiedziała cicho. - ja nie mogłam inaczej...
-Trzeba ją zbadać - powiedział Axl, który do tej pory stał cicho.
Wziął ją na ręcę i zaczął iść w stronę najbliższego szpitala.
-Oh, Rip ! Jak to dobrze, że zaczęliśmy ciebie szukać na obrzeżach miasta ! - byłam bliska płaczu. - jak to dobrze, że ciebie znaleźliśmy !
-Ktoś mnie szukał ? - szepnęła.
-Wszyscy cię, kurwa, szukali ! Wszyscy ! - odparłam. - co ci się właściwie stało ?
-Ja... biegłam za Davidem...
-To już wiem. Ale co się stało dalej ?
-Nie chcę teraz o tym mówić.
Umilkłam. Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy.
***
-Billie ! - krzyknęła Cassie, gdy tylko mnie zobaczyła. - gdzie Ripley ?
-Badają ją - odpowiedziałam zdenerwowana.
Cass spojrzała na mnie i mocno mnie przytuliła.
-Będzie dobrze - powiedziała i usiadła na krześle.
Postałam chwilę, a potem zrobiłam to samo. Siedziałyśmy kilka minut, dopóki nie nadszedł David.
-Hej - mruknął. - co wy tu robicie ? Coś się stało ?
-Stało się... - odpowiedziała cicho Cass.
-Ale co ?
Już mu chciałam powiedzieć, ale nadszedł lekarz.
-Pacjentka Ripley Nirvan czuje się dobrze - powiedział spokojnie. - ale musimy porozmawiać. Może chodźmy do gabinetu.
-Co się kurwa stało z Ripley ?! - krzyknął David. - co jej jest ?!
Cała trójka na niego spojrzała.
-Pacjentka Ripley Nirvan została tu przywieziona w złym stanie wyjaśnił doktor - była bardzo osłabiona i poobijana, ale już jest lepiej. Czy to panu wystarcza ?
-Nie !
Przewróciłam oczami, a Cassie westchnęła.
-David, powiemy ci wszystko dokładnie, jak same się dowiemy co się stało, dobrze ? Poczekaj chwile na nas - powiedziała życzliwie.
Chłopak pokiwał głową i powoli usiadł na podłodze. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął coś mamrotać.
-Pacjentka Ripley Nirvan została zgwałcona - oznajmił lekarz, kiedy weszliśmy do gabinetu.
-Co kurwa ?! - krzyknęłam równocześnie z Cassie.
-Proszę usiąsć - wskazał dwa wolne krzesła.
Wykonałyśmy jego polecenie i popatrzyłyśmy się na niego.
-Oprócz tego była także bita. Podejrzewają panie przez kogo ?
Pokiwałyśmy przecząco głowami.
-Pacjentka nie posiada większych obrażeń. Myślę, że można ją już zabrać do domu.
-Świetnie... - powiedziała Cass cicho i wyszłyśmy z pomieszczenia.
***
Ripley spała. Ja i Cassie siedziałyśmy wstrząśnięte w pokoju.
-Od początku wiedziałam, że coś z nim jest nie tak... - powiedziała cicho. - nie zgadzała się data urodzenia jaką podał... on powinien mieć teraz dwanaście lat !
-Skąd on wiedział tyle rzeczy o mnie ? Mówił, że widział się z ciocią Henriettą... a jeśli zrobił jej coś złego ? - przestraszyłam się.
-Spokojnie. Nic złego na pewno się nie stało... czy wiesz gdzie mieszka ten cały Jeremy ? - Cass skrzywiła się wypowiadając jego imię.
-Nie wiem. Nie mówił gdzie mieszka. Chyba nie masz zamiaru go odwiedzić ?
-Sama nie wiem - westchnęła. - ale być może przydałby nam się jego adres.
-Ja myślę, że on tu jeszcze przyjdzie - szepnęłam. - w końcu nie po to chyba się tak natrudził zbierając te wszystkie informacje o mnie, żeby zrobić to zrobił...
Cassie pobladła. Rozejrzała się dookoła, sprawdziła czy wszystkie okna i drzwi są pozamykane.
-Zrobić ci herbatę ? - spytała łamiącym się głosem.
-Poproszę...
Siedziałam na kanapie. Na tej samej, na której siedział mój "brat". Nie powinnam być tak łatwowierna. Wpuściłam do domu jakiegoś psychopatę ! To była najgłupsza rzecz jaką zrobiłam w swoim siedemnastoletnim życiu. Biedna Ripley. Teraz cierpi przez mój brak odpowiedzialności. To mnie powinnien uprowadzić Jeremy, nie ją. To nie jej wina.
Wstałam z kanapy i wyjrzałam przez okno. Powoli zapadał zmierzch. Wzdrygnęłam się. Jeremy może teraz stać w ukryciu i obserwować nasz dom. Szybko zasłoniłam szybę firanką.
-Wydaje mi się - powiedziałam do Cass. - że nie powinnyśmy być tu same...
Cassie podała mi kubek z gorącym napojem.
-Masz rację. Wiem, że to głupie, ale ja się boję...
-Ja też. Ten skurwiel może w każdej chwili nas zaatakować i... - nie dokończyłam, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
Cassie wypuściła z rąk szklankę, która rozbiła się na drobne kawałki, ja zaś cała drżałam. Dzwonek
ponownie zadzwonił. Żadna z nas nie chciała otworzyć. Usłyszałyśmy dźwięk przekręcanego klucza, drzwi otworzyły się i stanął w nich... Axl.
-Kurwa ! Axl... - szepnęłam osuwając się na podłogę.
-Co się stało ? - podszedł do mnie szybkim krokiem i złapał za ręce.
-Nic - odpowiedziała Cass. - wystraszyłeś nas. Myślałyśmy, że to ktoś inny...
-A kto inny miałby klucze do waszego mieszkania ? - pocałował mnie w policzkek. - przyszedłem sprawdzić jak się czujecie. Ripley śpi ?
Pokiwałam głową. Moje serce wciąż nie mogło się uspokoić, myślałam że umrę ze strachu.
-Blada jesteś - stwierdził głaszcząc mnie po policzku. - zostanę tu na noc.
Ucieszyłam się i mocno go przytuliłam. Kiedy przy nim byłam czułam się bezpieczna. Niczego się nie bała. Nawet stu takich jak Jeremy. Wiedziałam, że Axl nie pozwoliłby, żeby stało mi się coś złego.
czwartek, 31 maja 2012
Rodział Dwudziesty Drugi
*Oczami Ripley*
-Ałł, chyba się skaleczyłem. - powiedział Jer łapiąc się za palec.
-Oj. Faktycznie. Wezmę jakiś plaster.
- Dobrze. - chłopak uśmiechnął się.
Podałam mu opatrunek, ale nie radził sobie, więc postanowiłam mu pomóc.
- Dziękuję, miłosierna Rip. - chłopak zaśmiał się.
Zakładałam opatrunek i czułam wzrok Jeremiego na sobie. No kurwa on po prostu cały czas się na mnie gapił... Coś było nie tak.
- Co to kurwa było?! - drgnęłam słysząc Davida. Jeszcze nigdy wcześniej się nie kłóciliśmy. Nie tak,żeby na mnie krzyczał.
-David..- chciałam mu wytłumaczyć, ale nadal na mnie krzyczał.
-Jak mogłaś ?! Myślałem, że mnie kochasz ! Jak widać kochasz każdego chłopaka, którego spotkasz!
-Nie mów tak! To nie tak jak myślisz! Jeremy po prostu...
-Nie chcę słyszeć od ciebie żadnych wyjaśnień! Ja wiem jak to było! Widziałem przecież! - miłość mojego życia wybiegła z mieszkania.
-Ałł, chyba się skaleczyłem. - powiedział Jer łapiąc się za palec.
-Oj. Faktycznie. Wezmę jakiś plaster.
- Dobrze. - chłopak uśmiechnął się.
Podałam mu opatrunek, ale nie radził sobie, więc postanowiłam mu pomóc.
- Dziękuję, miłosierna Rip. - chłopak zaśmiał się.
Zakładałam opatrunek i czułam wzrok Jeremiego na sobie. No kurwa on po prostu cały czas się na mnie gapił... Coś było nie tak.
- Co to kurwa było?! - drgnęłam słysząc Davida. Jeszcze nigdy wcześniej się nie kłóciliśmy. Nie tak,żeby na mnie krzyczał.
-David..- chciałam mu wytłumaczyć, ale nadal na mnie krzyczał.
-Jak mogłaś ?! Myślałem, że mnie kochasz ! Jak widać kochasz każdego chłopaka, którego spotkasz!
-Nie mów tak! To nie tak jak myślisz! Jeremy po prostu...
-Nie chcę słyszeć od ciebie żadnych wyjaśnień! Ja wiem jak to było! Widziałem przecież! - miłość mojego życia wybiegła z mieszkania.
***
Nie miałam sił żeby za nim biec. Dławiłam się łzami, które spływały mi po policzkach. Padał deszcz, a ja biegłam za facetem, którego kocham najbardziej na świecie, ale który uważa, że coś zrobiłam. Ale ja nie miałam nic na sumieniu. Jak w jakimś pierdolonym filmie.
-David! Kurwa, chuju, zatrzymaj się! Zatrzymaj się jeśli kiedykolwiek ci na mnie zależało! - chłopak zwolnił.
-Co masz mi do powiedzienia?
-Myślałam,że mnie kochasz. I mi ufasz. Ale jak widać nie jest tak idealnie jak myślałam.
-No kurwa, macasz jakiegoś faceta i masz do mnie pretensje?!
-Nie macałam! Skaleczył się, pomagałam mu.Jak jestem z tobą nie mogę nawet dotknąć innego chłopaka?!Nie ufasz mi?
-Jak widać niewystarczająco. - powiedział i odszedł.
A ja zostałam sama z miłością do niego i wielkim bólem. I pustką.
***
-Rip! Rip! Ripley! Kurwa mać odezwij się! - Jeremy darł mi się do ucha.
-Coo...? - nie wiedziałam co się dzieje.
- Co się stało?
-On...Nie.. O-odszedł. - jąkałam się, nadal strasznie płacząc. On mnie zostawił, odszedł,porzucił, nie ufał. I to przez taką bezsensowną sytuację. Ale to nie chodziło tylko o to... Mnie nie da się kochać i już nie pierwszy raz mi ktoś to uświadomił. Nienawidziłam siebie. Znowu wróciło wszystko, myśli o żyletkach i tej uldze.
-Rip.. Tak mi przykro. - powiedział i mocno mnie przytulił. Nie czułam ulgi. W ramionach Davida czułam się bezpieczna, czułam się szczęśliwa i nie potrzebowałam niczego więcej. On był moim jedynym,najważniejszym szczęściem, które właśnie straciłam. Było mi obojętne co Jer ze mną robił. Chyba wsiedliśmy do samochodu.
***
To co się dzieje zaczęło do mnie dochodzić dopiero wtedy, gdy szłam z Jeremim do jego hotelowego pokoju.
-Wejdź. Musisz się osuszyć.
- Nie chcę. Chcę do Bille i Cass. - tak, to one były teraz osobami których najbardziej potrzebowałam.
-Napijesz się czegoś? - spytał.
-Nie chcę.
Jer i tak wziął szklankę i nalał soku. Chyba coś tam wrzucił, ale byłam tak rozkojarzona,że nie wiedziałam co się dzieje. W moich myślach miałam tylko Davida. I żyletki. Kurwa. Nie mogę!
-Weź...- podał mi napój.
Nieśmiało i trzęsącymi się rękami połknęłam kilka łyków.
Siedzieliśmy w ciszy. Zaczynało mi się kręcić w głowie, chłopak chyba to zauważył i usiadł obok mnie. Zaczął mi wkładać ręce za bluzkę. Nie mogłam nad tym panować. Odpychałam go, krzyczałam, ale był silniejszy. Przykleił mi taśmę do ust. Kurwa mać co ten skurwiel robi?! Mój mózg działał coraz wolniej... Zdjął mi spodnie i koszulkę. Poddałam się, a moje powieki zamknęły się.
***
Obudziłam się na jakimś starym, zniszczonym osiedlu. Byłam cała mokra, zapłakana i obolała. Nie dochodziło to do mnie. Jednego dnia zostawił mnie najważniejsza osoba mojego życia, za którą gotowa byłabym się zabić i zgwałcił mnie brat mojej najlepszej przyjaciółki. To wszystko przeze mnie. W głowie miałam żyletki. Zobaczyłam butelkę obok mnie. Nie!Nie mogę. Nie powinnam. Nie wyjdę z tego.. Ale... Ta ulga. I błogość. Choć przez chwilę. Z całej siły uderzyłam butelką o ziemię a ona roztłukła się na wiele kawałków. Wzięłam największy. Przyłożyłam do żył. Nie.. Nie tutaj. Nie mogę. Cass, Billie.. Ale one mają siebie. Mają Mar i Axla i siebie nawzajem. Dały by radę. Ale jeszcze nie teraz. Muszę je na to przygotować. To teraz jedyne, osoby, które wiem, że by za mną tęskniły. A nie chcę żeby cierpiały. Kurwa.Ale Dvid. I to..z Jeremym. Moja wina.
Odsunęłam kawałek materiału spodni, które już były porwane. Przycisnęłam szkło i zobaczyłam krew. Poczułam lekkie szczypanie, ale też spokój. Tękniłam za tym. W glowie miałam miliony wspomnień z Davidem. Jak mnie całował, dotykał,przytulał. A teraz odszedł. Przez takie gówno. On mnie nie kochał... Robiłam kolejne kreski czując się jak w hipnozie.
sobota, 26 maja 2012
Rozdział Dwudziesty pierwszy
*oczami Billie*
Nareszcie mamy swój własny dom ! Tak dokładniej to ciasne, wynajęte mieszkanie z dwoma pokojami, łazienką i kuchnią. Z trudem się tu mieścimy, ale ważne że jest w miarę tanio. Nawet nie przeszkadza mi to, że muszę spać na materacu !
Układałam książki na półce, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałam, że to Axl i z uśmiechem na ustach pobiegłam do drzwi.
-Axl ! - krzyknęłam, ale to nie był on.
-Jeremy - odpowiedział nieznajomy.
Mój entuzjam gdzieś się ulotnił. Nienawidziłam rozczarowań.
-Myślałam, że to ktoś inny - powiedziałam ponuro. - Billie.
-Wiem jak masz na imię. Wiem kim jesteś.
-Haha... no ciekawe. - ten cały Jeremy zaczynał mnie powoli przerażać, ale nie dałam tego po sobie znać.
-Jesteś Billie Drug, zanim tu przyjechałaś mieszkałaś w Las Vegas razem z ciotką Henriettą i nazywałaś się Billie Golightly... mam mówić dalej ? - spojrzał na mnie uważnie.
-Ja pierdolę... - szepnęłam. - skąd to wszystko wiesz i kim kurwa jesteś ?
-Może mnie wpuścisz do środka ? - zaproponował.
Przesunęłam się aby mógł wejść. Cassie i Rip nie było w domu więc mogliśmy spokojnie porozmawiać. Chociaż znając mnie to może nie aż tak spokojnie.
-Usiądź sobie tu - wskazałam na dwuuosobową niewygodną sofę.
Jeremy usiadł.
-Może ty też sobie usiądziesz ?
Wykonałam jego polecenie i wcisnęłam się w drugi kąt sofy, aby być jak najdalej od tego dziwnego człowieka.
-Kim jesteś ? - powtórzyłam chłodno sowoje pytanie.
-Jeremy Golightly twój brat. - powiedział spokojnie.
-CO KURWA ?! - wstałam tylko po to aby ponownie usiąść. - to ja mam brata ?!
-Masz. Też byłem zdziwiony kiedy dowiedziałem się o tym od cioci Henrietty.
-Czemu nic o tobie nie wiedziałam ?
-Być może dlatego, że urodziłem się tuż przed śmiercią rodziców...
-Miałam pięć lat kiedy zostawili mnie u ciotki i gdzieś wyjechali ... a rok później dowiedziałam się, że umarli... nawet nie płakałm - spojrzałam na mojego brata. Oczy miał takie same jak ja. - gdzie mieszkałeś po ich śmierci ?
-U ojca taty. Pewnie mieszkałbym tam dalej, ale zmarł na raka trzy tygodnie temu - popatrzył w bok.
-Uhm... jak mnie znalazłeś ?
-Powiedział mi, że mam siostrę i powinnienem cię poszukać u cioci Henrietty. Kiedy tam dojechałem ta miła starsza pani powiedziała mi, że wyjechałaś do Los Angeles. Chciałem na ciebie tam poczekać, ale powiedziała mi, że raczej już nie wrócisz. Więc przyjechałem do Miasta Aniołów i w końcu ciebie odnalazłem siostro ! - uśmiechnął się.
-A jak się czuje ciocia ? - spytałam troskliwie. Bałam się o nią, bo była chora na astmę i w każdej chwili mogła poczuć się gorzej.
-Fizycznie bardzo dobrze.
-Co to zanczy fizycznie ? A psychicznie ?! - przeraziłam się. Co jej się mogło stać ? Depresja, schizofrenia ?
- Tęskni za tobą. Jest jej smutno bez ciebie. Powinnaś ją odwiedzić.
-Odwiedzę, odwiedzę.
Wstałam i poszłam do kuchni otworzyłam szeroko okno i spojrzałam na ulicę. Było ciepło a po chodniku krążyło mnóstwo osób. Wśród tych ludzi dostrzegłam Stellę. Był rok 1987, więc włosy Stelli były modnie wytapirowane. Śledziłam ją wzrokiem. Obok niej szedł jakiś facet, którego nie znałam, weszli do budynku w którym aktualnie mieszkałyśmy... kurwa. To oznacza, że jedno z nich tu mieszka... ja pierdolę. Jeśli to Stella, to ja chyba umrę.
-Billie, ostrożnie, bo wypadniesz - drgnęłam gdy usłyszałam za sobą głos Jeremy'ego.
-Nie wypadnę. Chcesz coś do picia ?
-Poproszę colę.
Zajrzałam do lodówki. Oczywiście nie było tam coli, więc nie mogłam go dać mojemu bratu. Mój brat... a co jeśli on kłamie ? Z drugiej strony, wie o mnie tyle rzeczy...
-Nie mam coli. Jest tylko piwo i whisky.
-To poproszę piwo. - podałam mu jedną butelkę i usiadłam na blacie.
Jeśli kłamie to po co ? Może jest psychopatycznym mordercą - gwałcicielem i chce zdobyć moje zaufanie, aby potem zaciągnąć mnie do siebie do domu, tam mnie gwałcić i torturować, a potem udusić ? Już raz taka historia miała miejsce. Wzdrygnęłam się. Także w L.A... Pewnie ma też wspólnika ... kogo ? A co jeśli on i jego wspólnik zechcą porwać także Ripley i Cassie ?
-Czemu się tak dziwnie na mnie patrzysz ? - spytał.
-Wcale nie. Wydaje ci się ...
-Nie. Jakbyś się mnie bała. Nic ci nie zrobię. - zaczął się domyślać, że ja się domyślam ?
-Ja się nie boję...
-Boisz się. Rozumiem cię. Ja też bym się bał na twoim miejscu. Dobrze, że się boisz, bo to znaczy, że nie jesteś głupia.
-Przecież jeste ode mnie młodszy ! - krzyknęłam bardziej do siebie niż do niego. - jak mam się bać kogoś młodszego ode mnie ?
Jeremy się roześmiał. Był zajebiście sympatyczny. Jak mogłam pomyśleć, że ma wobec mnie złe zamiary ? Rozmieszyło mnie to, więc po chwili i ja dołączyłam do niego. Jak to miło, że mam brata. Mojego brata...
Kiedy Ripley wraz z Davidem wrócili, przedstawiłam im Jeremy'ego. Chyba niewiele zrozumieli z mojej wypowiedzi, bo wciąż nie docierało do mnie, że mam brata.
-W takim razie zrobię kolację ! - za bardzo nie wiedziałam co ma kolacja do Jeremy'ego, ale nie protestowałam. - razem z Davidem byłam w sklepie i zrobiłam zakupy...
David się roześmiał.
-Zakupy z tobą są okropne ! - pocałował Rip w policzek.
-Czemu ? - zaciekawiłam się.
-Przez pięć minut zastanawiała się czy wziąć pizzę z salami czy bez.
-Będzie pizza ! - ucieszyłam się. - jaka ?
-Zobaczysz ! - krzyknęła Ripley i nastawiła piekarnik.
Pobiegłam do Jeremy'ego.
-Słyszałeś ? Będzie pizza ! Mniaaam.
-Ja chyba nie zostanę na kolacji... pójdę już do domu... nie będę wam przeszkadzać.
-Ależ nie przeszkadzasz ! - krzyknęła Rip. - chodź, pomożesz mi w kuchni.
Jeremy uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
-A ty Davidzie porozkładaj sztućce i talerze na stole - uśmiechęła się.
-A co ja ma robić ? - spytałam.
-Możesz zadzwonić do Marylin i zaprosić ja na kolację. Przy okazji spytaj czy jest u niej Cass.
Pobiegłam do telefonu i wykręciłam numer do Mar. Nikt nie odbierał więc chciałam zadzwonić po raz drugi, ale przeszkodził mi w tym krzyczący David.
-Co to kurwa było ?! - chyba jeszcze nigdy nie widziałam go podnoszącego głos. - jak mogłaś ?! Myślałem, że mnie kochasz ! Jak widać kochasz każdego chłopaka, którego spotkasz !
-Nie mów tak ! To nie tak jak myślisz ! Jeremy po prostu... - nie dokończyła, bo przerwał jej David.
-Nie chcę słyszeć od ciebie żadnych wyjaśnień ! Ja wiem jak to było ! Widziałem przecież ! - krzyknął i wybiegł.
Ripley pobiegła za nim i w domu zostałam tylko ja i Jeremy.
-Co się stało ? - zapytałam.
-Eh... to takie głupie, bo kroiłem pomidora no i się zaciąłem ... Ripley chciała mi pomóc, przemyła to wodą, nakleiła plaster, ale ten jej chłopak chyba myślał, że trzyma mnie za rękę... głupio wyszło.
-Będzie dobrze - zapewniłam go i poszłam dokończyć przygotowania do kolacji.
Miałam nadzieję, że Rip wyjaśni wszystko Davidowi i będzie jak dawniej. W końcu się kochali.
Nareszcie mamy swój własny dom ! Tak dokładniej to ciasne, wynajęte mieszkanie z dwoma pokojami, łazienką i kuchnią. Z trudem się tu mieścimy, ale ważne że jest w miarę tanio. Nawet nie przeszkadza mi to, że muszę spać na materacu !
Układałam książki na półce, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałam, że to Axl i z uśmiechem na ustach pobiegłam do drzwi.
-Axl ! - krzyknęłam, ale to nie był on.
-Jeremy - odpowiedział nieznajomy.
Mój entuzjam gdzieś się ulotnił. Nienawidziłam rozczarowań.
-Myślałam, że to ktoś inny - powiedziałam ponuro. - Billie.
-Wiem jak masz na imię. Wiem kim jesteś.
-Haha... no ciekawe. - ten cały Jeremy zaczynał mnie powoli przerażać, ale nie dałam tego po sobie znać.
-Jesteś Billie Drug, zanim tu przyjechałaś mieszkałaś w Las Vegas razem z ciotką Henriettą i nazywałaś się Billie Golightly... mam mówić dalej ? - spojrzał na mnie uważnie.
-Ja pierdolę... - szepnęłam. - skąd to wszystko wiesz i kim kurwa jesteś ?
-Może mnie wpuścisz do środka ? - zaproponował.
Przesunęłam się aby mógł wejść. Cassie i Rip nie było w domu więc mogliśmy spokojnie porozmawiać. Chociaż znając mnie to może nie aż tak spokojnie.
-Usiądź sobie tu - wskazałam na dwuuosobową niewygodną sofę.
Jeremy usiadł.
-Może ty też sobie usiądziesz ?
Wykonałam jego polecenie i wcisnęłam się w drugi kąt sofy, aby być jak najdalej od tego dziwnego człowieka.
-Kim jesteś ? - powtórzyłam chłodno sowoje pytanie.
-Jeremy Golightly twój brat. - powiedział spokojnie.
-CO KURWA ?! - wstałam tylko po to aby ponownie usiąść. - to ja mam brata ?!
-Masz. Też byłem zdziwiony kiedy dowiedziałem się o tym od cioci Henrietty.
-Czemu nic o tobie nie wiedziałam ?
-Być może dlatego, że urodziłem się tuż przed śmiercią rodziców...
-Miałam pięć lat kiedy zostawili mnie u ciotki i gdzieś wyjechali ... a rok później dowiedziałam się, że umarli... nawet nie płakałm - spojrzałam na mojego brata. Oczy miał takie same jak ja. - gdzie mieszkałeś po ich śmierci ?
-U ojca taty. Pewnie mieszkałbym tam dalej, ale zmarł na raka trzy tygodnie temu - popatrzył w bok.
-Uhm... jak mnie znalazłeś ?
-Powiedział mi, że mam siostrę i powinnienem cię poszukać u cioci Henrietty. Kiedy tam dojechałem ta miła starsza pani powiedziała mi, że wyjechałaś do Los Angeles. Chciałem na ciebie tam poczekać, ale powiedziała mi, że raczej już nie wrócisz. Więc przyjechałem do Miasta Aniołów i w końcu ciebie odnalazłem siostro ! - uśmiechnął się.
-A jak się czuje ciocia ? - spytałam troskliwie. Bałam się o nią, bo była chora na astmę i w każdej chwili mogła poczuć się gorzej.
-Fizycznie bardzo dobrze.
-Co to zanczy fizycznie ? A psychicznie ?! - przeraziłam się. Co jej się mogło stać ? Depresja, schizofrenia ?
- Tęskni za tobą. Jest jej smutno bez ciebie. Powinnaś ją odwiedzić.
-Odwiedzę, odwiedzę.
Wstałam i poszłam do kuchni otworzyłam szeroko okno i spojrzałam na ulicę. Było ciepło a po chodniku krążyło mnóstwo osób. Wśród tych ludzi dostrzegłam Stellę. Był rok 1987, więc włosy Stelli były modnie wytapirowane. Śledziłam ją wzrokiem. Obok niej szedł jakiś facet, którego nie znałam, weszli do budynku w którym aktualnie mieszkałyśmy... kurwa. To oznacza, że jedno z nich tu mieszka... ja pierdolę. Jeśli to Stella, to ja chyba umrę.
-Billie, ostrożnie, bo wypadniesz - drgnęłam gdy usłyszałam za sobą głos Jeremy'ego.
-Nie wypadnę. Chcesz coś do picia ?
-Poproszę colę.
Zajrzałam do lodówki. Oczywiście nie było tam coli, więc nie mogłam go dać mojemu bratu. Mój brat... a co jeśli on kłamie ? Z drugiej strony, wie o mnie tyle rzeczy...
-Nie mam coli. Jest tylko piwo i whisky.
-To poproszę piwo. - podałam mu jedną butelkę i usiadłam na blacie.
Jeśli kłamie to po co ? Może jest psychopatycznym mordercą - gwałcicielem i chce zdobyć moje zaufanie, aby potem zaciągnąć mnie do siebie do domu, tam mnie gwałcić i torturować, a potem udusić ? Już raz taka historia miała miejsce. Wzdrygnęłam się. Także w L.A... Pewnie ma też wspólnika ... kogo ? A co jeśli on i jego wspólnik zechcą porwać także Ripley i Cassie ?
-Czemu się tak dziwnie na mnie patrzysz ? - spytał.
-Wcale nie. Wydaje ci się ...
-Nie. Jakbyś się mnie bała. Nic ci nie zrobię. - zaczął się domyślać, że ja się domyślam ?
-Ja się nie boję...
-Boisz się. Rozumiem cię. Ja też bym się bał na twoim miejscu. Dobrze, że się boisz, bo to znaczy, że nie jesteś głupia.
-Przecież jeste ode mnie młodszy ! - krzyknęłam bardziej do siebie niż do niego. - jak mam się bać kogoś młodszego ode mnie ?
Jeremy się roześmiał. Był zajebiście sympatyczny. Jak mogłam pomyśleć, że ma wobec mnie złe zamiary ? Rozmieszyło mnie to, więc po chwili i ja dołączyłam do niego. Jak to miło, że mam brata. Mojego brata...
Kiedy Ripley wraz z Davidem wrócili, przedstawiłam im Jeremy'ego. Chyba niewiele zrozumieli z mojej wypowiedzi, bo wciąż nie docierało do mnie, że mam brata.
-W takim razie zrobię kolację ! - za bardzo nie wiedziałam co ma kolacja do Jeremy'ego, ale nie protestowałam. - razem z Davidem byłam w sklepie i zrobiłam zakupy...
David się roześmiał.
-Zakupy z tobą są okropne ! - pocałował Rip w policzek.
-Czemu ? - zaciekawiłam się.
-Przez pięć minut zastanawiała się czy wziąć pizzę z salami czy bez.
-Będzie pizza ! - ucieszyłam się. - jaka ?
-Zobaczysz ! - krzyknęła Ripley i nastawiła piekarnik.
Pobiegłam do Jeremy'ego.
-Słyszałeś ? Będzie pizza ! Mniaaam.
-Ja chyba nie zostanę na kolacji... pójdę już do domu... nie będę wam przeszkadzać.
-Ależ nie przeszkadzasz ! - krzyknęła Rip. - chodź, pomożesz mi w kuchni.
Jeremy uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
-A ty Davidzie porozkładaj sztućce i talerze na stole - uśmiechęła się.
-A co ja ma robić ? - spytałam.
-Możesz zadzwonić do Marylin i zaprosić ja na kolację. Przy okazji spytaj czy jest u niej Cass.
Pobiegłam do telefonu i wykręciłam numer do Mar. Nikt nie odbierał więc chciałam zadzwonić po raz drugi, ale przeszkodził mi w tym krzyczący David.
-Co to kurwa było ?! - chyba jeszcze nigdy nie widziałam go podnoszącego głos. - jak mogłaś ?! Myślałem, że mnie kochasz ! Jak widać kochasz każdego chłopaka, którego spotkasz !
-Nie mów tak ! To nie tak jak myślisz ! Jeremy po prostu... - nie dokończyła, bo przerwał jej David.
-Nie chcę słyszeć od ciebie żadnych wyjaśnień ! Ja wiem jak to było ! Widziałem przecież ! - krzyknął i wybiegł.
Ripley pobiegła za nim i w domu zostałam tylko ja i Jeremy.
-Co się stało ? - zapytałam.
-Eh... to takie głupie, bo kroiłem pomidora no i się zaciąłem ... Ripley chciała mi pomóc, przemyła to wodą, nakleiła plaster, ale ten jej chłopak chyba myślał, że trzyma mnie za rękę... głupio wyszło.
-Będzie dobrze - zapewniłam go i poszłam dokończyć przygotowania do kolacji.
Miałam nadzieję, że Rip wyjaśni wszystko Davidowi i będzie jak dawniej. W końcu się kochali.
piątek, 25 maja 2012
Rozdział dwudziesty
* oczami Cassie*
David i Ripley weszli do pokoju.
-Yyyy. Hej.- David uśmiechnął się. Słodki był. Cieszyłam się, że Rip znalazła kogoś kto ją pokochał. Tak samo jak ona pokochała jego.- Kim jest ta pani?
-Cześć.- Mar wstała i podała mu rękę.- Jestem Marilyn.
-Uh. Co ona tu robi?- Billie przekrzywiła głowę.
-Też się cieszę że cię widzę.- Marilyn przytuliła Billie.
Nie lubiła się przytulać, ani dotykać ludzi. Była inna niż Rip i Billie. Ale ją kochałam najbardziej na świecie.- Właśnie chciałyśmy wam powiedzieć.
-Jesteście razem!- wydarła się Rip.
-Tak!- krzyknęłam i przytuliłam się do Marilyn.
-Omnomnom. Wiedziałyśmy. Znaczy domyślałyśmy się. Jesteśmy zajebiste.
David przyglądał się nam z dziwną miną.
-Skarbie?- Ripley ukucnęła przez chłopakiem.- Wszystko okej?
Przytaknął, a wszyscy zaczęli się śmiać.
-To nie jest śmieszne!- David też się roześmiał.- Nigdy nie miałem styczności z homoseksualistkami.
-No chyba że w pornolach.- wykrzyknęła Billie spod łóżka.
***
-Jak to kurwa?!- Slash krzyczał na mnie. Mogłam mu nie mówić.- Kłamałaś szmato! Kłamałaś, że mnie kochasz, że ci na mnie zależy. Pierdolona pizda.
-Niby ja jestem pierwszą osobą, którą kochasz?! Jesteś jakimś pieprzonym alfonsem, a nie gitarzystą! Cały czas jebiesz się z dziwkami. Nigdy mnie nie kochałeś, chuju!
-Kochałem! I zawsze będę cię kochał, rozumiesz?- potrząsnął mną.- Nigdy o tobie nie zapomnę. Pokochałem cię jak nikogo.
Zaczęłam się wyrywać.
-Nie ruszaj się dziwko! Kocham cię! Idź sobie to tej swojej lesby! Szczęśliwego życia, kurwo!
Złapał mnie mocniej za ramię i uderzył w twarz. Przewróciłam się, a on mnie kopnął.
-Szmata.
Leżałam tak aż nie przybiegła Ripey.
-Kurwa, Cassie co ci się stało?
Przytuliła mnie a ja zaczęłam płakać.
-Ej. Spokojnie. Kochanie. Zadzwonię po Billie i Marilyn.
-Nie Marilyn.- wyjąkałam.
-Dobrze.- zaczęła mnie głaskać.- Co się stało?
-Slash.. Powiedziałam mu. I tu przyszedł.- zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
-Cśśś. Już dobrze, Kotku. Nie płacz.
-Nie mów Marilyn?
-Ona powinna wiedzieć. Pomoże ci, Cass.
-Nie, proszę.
-Okej. Jeśli nie chcesz to nie.
-Dziękuję. Kocham cię.
-Kurwa!- usłyszałam głos Billie.- To ten chuj Lucky prawda?!
-Spokojnie.
-Nie Lucky.- powiedziałam.
-Kto? Slash? Powiedziałaś mu?
-Tak.
-Okej. Nieważne. Jak się czujesz?- spytała Ripley.
-Źle.
-Dasz radę iść?
-Chyba tak.
Pomogły mi wstać i zaprowadziły do pokoju. Położyłam się na łóżku, a one razem ze mną. Przytuliły mnie.
Tak bardzo byłam szczęśliwa, że je miałam. Były najcudowniejszymi przyjaciółkami na świecie ♥
Rozdział dla Ripley, Billie i Hope ♥
Jesteście najwspanialszymi siostrami na świecie ;*
David i Ripley weszli do pokoju.
-Yyyy. Hej.- David uśmiechnął się. Słodki był. Cieszyłam się, że Rip znalazła kogoś kto ją pokochał. Tak samo jak ona pokochała jego.- Kim jest ta pani?
-Cześć.- Mar wstała i podała mu rękę.- Jestem Marilyn.
-Uh. Co ona tu robi?- Billie przekrzywiła głowę.
-Też się cieszę że cię widzę.- Marilyn przytuliła Billie.
Nie lubiła się przytulać, ani dotykać ludzi. Była inna niż Rip i Billie. Ale ją kochałam najbardziej na świecie.- Właśnie chciałyśmy wam powiedzieć.
-Jesteście razem!- wydarła się Rip.
-Tak!- krzyknęłam i przytuliłam się do Marilyn.
-Omnomnom. Wiedziałyśmy. Znaczy domyślałyśmy się. Jesteśmy zajebiste.
David przyglądał się nam z dziwną miną.
-Skarbie?- Ripley ukucnęła przez chłopakiem.- Wszystko okej?
Przytaknął, a wszyscy zaczęli się śmiać.
-To nie jest śmieszne!- David też się roześmiał.- Nigdy nie miałem styczności z homoseksualistkami.
-No chyba że w pornolach.- wykrzyknęła Billie spod łóżka.
***
-Jak to kurwa?!- Slash krzyczał na mnie. Mogłam mu nie mówić.- Kłamałaś szmato! Kłamałaś, że mnie kochasz, że ci na mnie zależy. Pierdolona pizda.
-Niby ja jestem pierwszą osobą, którą kochasz?! Jesteś jakimś pieprzonym alfonsem, a nie gitarzystą! Cały czas jebiesz się z dziwkami. Nigdy mnie nie kochałeś, chuju!
-Kochałem! I zawsze będę cię kochał, rozumiesz?- potrząsnął mną.- Nigdy o tobie nie zapomnę. Pokochałem cię jak nikogo.
Zaczęłam się wyrywać.
-Nie ruszaj się dziwko! Kocham cię! Idź sobie to tej swojej lesby! Szczęśliwego życia, kurwo!
Złapał mnie mocniej za ramię i uderzył w twarz. Przewróciłam się, a on mnie kopnął.
-Szmata.
Leżałam tak aż nie przybiegła Ripey.
-Kurwa, Cassie co ci się stało?
Przytuliła mnie a ja zaczęłam płakać.
-Ej. Spokojnie. Kochanie. Zadzwonię po Billie i Marilyn.
-Nie Marilyn.- wyjąkałam.
-Dobrze.- zaczęła mnie głaskać.- Co się stało?
-Slash.. Powiedziałam mu. I tu przyszedł.- zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
-Cśśś. Już dobrze, Kotku. Nie płacz.
-Nie mów Marilyn?
-Ona powinna wiedzieć. Pomoże ci, Cass.
-Nie, proszę.
-Okej. Jeśli nie chcesz to nie.
-Dziękuję. Kocham cię.
-Kurwa!- usłyszałam głos Billie.- To ten chuj Lucky prawda?!
-Spokojnie.
-Nie Lucky.- powiedziałam.
-Kto? Slash? Powiedziałaś mu?
-Tak.
-Okej. Nieważne. Jak się czujesz?- spytała Ripley.
-Źle.
-Dasz radę iść?
-Chyba tak.
Pomogły mi wstać i zaprowadziły do pokoju. Położyłam się na łóżku, a one razem ze mną. Przytuliły mnie.
Tak bardzo byłam szczęśliwa, że je miałam. Były najcudowniejszymi przyjaciółkami na świecie ♥
Rozdział dla Ripley, Billie i Hope ♥
Jesteście najwspanialszymi siostrami na świecie ;*
czwartek, 24 maja 2012
Rozdział Dziewiętnasty
*Oczami Ripley*
Kilka tygodni temu byłam na pogrzebie rodziców. Z Davidem. Dziewczyny zostały, bo Billie miała pracować, a Cassie szukać pracy. Nie mam im tego za złe. Był David i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Był wtedy kiedy najbardziej go potrzebowałam, pocieszał, przytulał. Kocham go jeszcze bardziej jeśli to w ogóle możliwe.A teraz już czuję się lepiej. I muszę poszukać pracy. No właśnie... Co ja mogłabym robić? Dostałam po rodzicach jakieś pieniądze i myślę, że opłacimy za nie hotel, ale powinnam coś wymyślić. Może po prostu będę jakąś barmanką? Nie mam pojęcia. Ale napewno nie będę dziwką. NIGDY nie zdradzę Davida. Kocham go, zajebiście go kocham. Nikogo wcześniej tak nie kochałam, ani nie czułam się przez nikogo tak kochana. Uwielbiam jego śmiech, głos, oczy, to jak słodko przeryza wargę, jak poprawia włosy, jak mnie przytula, całuje,jak jest blisko. Kocham go. Jego zalety mogłbym wymieniać godzinami. Jestem z nim taka szczęśliwa... Jest za dobrze. Coś musi się spierdolić. Ja nie potrafię być szczęśliwa, zawsze coś się psuje. Ale było już tak źle.. Powinnam odpocząć i po prostu cieszyć się moim szczęściem. Moje myśli przerwał esemes. David. Uśmiechnęłam się. "Kochanie, tęsknię, może pójdziemy na spacer? Znalazłem fajne miejsce w lesie..."
-Kocham cię, wiesz? - powiedział i pocałował mnie w nos.
-Ja ciebie też, skarbie. Nikogo nie kocham tak jak ciebie. - odpowiedziałam.
-Zimno mi...
-Ja znam sposób żeby cię rozgrzać..- włożył mi rękę pod bluzkę.
-Tutaj?! W lesie? Znajdźmy jakieś bardziej cywilizowane miejsce.
-Zawsze chciałem to robić w lesie...
Zaśmiałam się.
- I dlatego mnie tu zaciągnąłeś?
-Taak...- powiedział i zaczął mnie namiętnie całować.
-Okej, to było trochę dziwne... - przyznał David zapinając koszulkę.
Kilka tygodni temu byłam na pogrzebie rodziców. Z Davidem. Dziewczyny zostały, bo Billie miała pracować, a Cassie szukać pracy. Nie mam im tego za złe. Był David i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Był wtedy kiedy najbardziej go potrzebowałam, pocieszał, przytulał. Kocham go jeszcze bardziej jeśli to w ogóle możliwe.A teraz już czuję się lepiej. I muszę poszukać pracy. No właśnie... Co ja mogłabym robić? Dostałam po rodzicach jakieś pieniądze i myślę, że opłacimy za nie hotel, ale powinnam coś wymyślić. Może po prostu będę jakąś barmanką? Nie mam pojęcia. Ale napewno nie będę dziwką. NIGDY nie zdradzę Davida. Kocham go, zajebiście go kocham. Nikogo wcześniej tak nie kochałam, ani nie czułam się przez nikogo tak kochana. Uwielbiam jego śmiech, głos, oczy, to jak słodko przeryza wargę, jak poprawia włosy, jak mnie przytula, całuje,jak jest blisko. Kocham go. Jego zalety mogłbym wymieniać godzinami. Jestem z nim taka szczęśliwa... Jest za dobrze. Coś musi się spierdolić. Ja nie potrafię być szczęśliwa, zawsze coś się psuje. Ale było już tak źle.. Powinnam odpocząć i po prostu cieszyć się moim szczęściem. Moje myśli przerwał esemes. David. Uśmiechnęłam się. "Kochanie, tęsknię, może pójdziemy na spacer? Znalazłem fajne miejsce w lesie..."
***
Godzinę później chodziliśmy już po lesie. David obejmował mnie mocno.-Kocham cię, wiesz? - powiedział i pocałował mnie w nos.
-Ja ciebie też, skarbie. Nikogo nie kocham tak jak ciebie. - odpowiedziałam.
-Zimno mi...
-Ja znam sposób żeby cię rozgrzać..- włożył mi rękę pod bluzkę.
-Tutaj?! W lesie? Znajdźmy jakieś bardziej cywilizowane miejsce.
-Zawsze chciałem to robić w lesie...
Zaśmiałam się.
- I dlatego mnie tu zaciągnąłeś?
-Taak...- powiedział i zaczął mnie namiętnie całować.
***
-Okej, to było trochę dziwne... - przyznał David zapinając koszulkę.
-Trochę?! Nigdy więcej.
-Ale i tak było cudownie. Tak jak zawsze z tobą.
Uśmiechnęłam się i usiadłam na trawie. Obserwowałam jak się ubiera dokładnie przyglądając się każdemu ruchowi. Był taki śliczny. I tak mój.
- Rip, kochanie... Ktoś tam jest...
- Co kurwa?! - podniosłam się szybko z trawy. Otrzepałam ubraie i podeszłam do krzaków. Faktycznie, chodziły tam jakieś dzieci.
-Ja pierdolę, myślisz, że one to wydziały? Albo słyszały? Hahahahahahaaha. To mogłoby być dziwne.
- Mam nadzieję, że nie. Ale lepiej stąd chodźmy.
David wziął mnie za rękę i wyszliśmy z lasu.
***
Po powrocie do domu odwiedziłam kilka barów w poszukiwaniu pracy. Po sprawdzeniu kilku wreszcie udało mi się ją znaleźć. Zaczynam w następnym tygodniu, a w tym mam jeszcze przyjść żeby się wszystkiego nauczyć.
Dotarłam do naszego motelowego mieszkania.
-Dziewczyyyyyynyy! Kurwa! Mam pracę! - oznajmiłam im szczęśliwa.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam Billie, Cass i...Marylin?
Miejsce do robienia...no, dla Davida i Rip inspirowane jedną z najambitniejszych konferencji.
seksowny fotel. <:
czwartek, 17 maja 2012
Rozdział dziewiętnasty
*oczami Cass*
Ja pierdolę.
Musiałyśmy wynająć jakieś mieszkanie. Co wiązało się z wydaniem kasy. Której nie miałyśmy. Więc musiałyśmy pracować. A z moim zajebistym wykształceniem zostanę za pewne dziwką.
Chociaż, to nie byłby wcale taki zły pomysł. Ale zdradzałabym wtedy Slasha, którego kochałam najbardziej na świecie.
-Idę się przejść.- powiedziałam do Rip.
Szłam przez ulice LA. Nie wierzyłam że tu jestem. Zawsze jak byłyśmy małe, wyobrażałyśmy sobie, że mieszkamy w mieście aniołów. Ale w tych naszych marzeniach mieszkałyśmy w pałacu. Chodziłam tak parę godzin w krótkiej spódniczce. Tej w której Marilyn mnie uwielbiała, i kiedyś śmiała się z Rip, że jak będę w niej chodzić to ktoś mnie zgwałci.
-Cass?- usłyszałam słodki głosik.
-Kurwa! Marilyn!- rzuciłam się na przyjaciółkę.- Tęskniłam za tobą.
-Ja za tobą też.- pocałowała mnie w policzek.
-Co tu robisz?
-Przyjechałam za Lucky'm. Bałam się, że coś ci zrobi. Ale wszystko okej no nie?
-Tak. Dziękuje, za to że się o mnie troszczysz. Kocham cię, wiesz?
-Wiem, Kocie. Ja ciebie też. Chodźmy się przejść.
Gdy powiedziała do mnie 'Kocie' poczułam łaskotanie w dole brzucha. Takie jakie zawsze czułam jak ją widziałam.
-Opowiadaj. Przecież tak lubisz mówić.- szepnęła mi do ucha.
-Mar. Kim my dla siebie jesteśmy?
-Skąd to pytanie?
-No bo, mówisz że mnie kochasz. Mówisz do mnie 'Kochanie', 'Kocie'. Przyjaciółki tak do siebie nie mówią.
Dziewczyna uśmiechnęła się, i pocałowała mnie w usta.
-Kocham cię. Bardziej niż przyjaciółkę.
-Czyli jak mnie kochasz?
-Hmmm.. Powiedzmy, że pare tysięcy razy bardziej niż Romeo kochał Julię. A ty jak mnie kochasz?
Kurwa. Kochałam ją. Dużo bardziej od Saul'a.
-Jeszcze bardziej.- mocno się do niej przytuliłam.
-Nie da się.- spojrzała na mnie swoimi brązowymi, dużymi oczami.
Miała śliczne piegi, na które opadała brązowa grzywką której nikt nie mógł dotykać.
-Idziemy do mnie?
-Mrau.
Siedziałyśmy i oglądałyśmy filmy. Nagle poczułam rękę Marilyn w swoich majtkach.
Spojrzałam na nią, a ona się uśmiechnęła i zaczęła mnie całować.
Raz to robiłam z dziewczyną, Billie, ale byłyśmy zajebiście najebane i naćpane.
Ale Marilyn kochałam. Inaczej niż Billie.
Tylko Mar byłam w stanie tak bardzo pokochać ♥
Rozdział dla osoby która i tak pewnie tu nie wejdzie, a jak już wejdzie to stwierdzi, że nie umiem pisać i tak dalej -.-
ale to kurwa dla ciebie.
Ja pierdolę.
Musiałyśmy wynająć jakieś mieszkanie. Co wiązało się z wydaniem kasy. Której nie miałyśmy. Więc musiałyśmy pracować. A z moim zajebistym wykształceniem zostanę za pewne dziwką.
Chociaż, to nie byłby wcale taki zły pomysł. Ale zdradzałabym wtedy Slasha, którego kochałam najbardziej na świecie.
-Idę się przejść.- powiedziałam do Rip.
Szłam przez ulice LA. Nie wierzyłam że tu jestem. Zawsze jak byłyśmy małe, wyobrażałyśmy sobie, że mieszkamy w mieście aniołów. Ale w tych naszych marzeniach mieszkałyśmy w pałacu. Chodziłam tak parę godzin w krótkiej spódniczce. Tej w której Marilyn mnie uwielbiała, i kiedyś śmiała się z Rip, że jak będę w niej chodzić to ktoś mnie zgwałci.
-Cass?- usłyszałam słodki głosik.
-Kurwa! Marilyn!- rzuciłam się na przyjaciółkę.- Tęskniłam za tobą.
-Ja za tobą też.- pocałowała mnie w policzek.
-Co tu robisz?
-Przyjechałam za Lucky'm. Bałam się, że coś ci zrobi. Ale wszystko okej no nie?
-Tak. Dziękuje, za to że się o mnie troszczysz. Kocham cię, wiesz?
-Wiem, Kocie. Ja ciebie też. Chodźmy się przejść.
Gdy powiedziała do mnie 'Kocie' poczułam łaskotanie w dole brzucha. Takie jakie zawsze czułam jak ją widziałam.
-Opowiadaj. Przecież tak lubisz mówić.- szepnęła mi do ucha.
-Mar. Kim my dla siebie jesteśmy?
-Skąd to pytanie?
-No bo, mówisz że mnie kochasz. Mówisz do mnie 'Kochanie', 'Kocie'. Przyjaciółki tak do siebie nie mówią.
Dziewczyna uśmiechnęła się, i pocałowała mnie w usta.
-Kocham cię. Bardziej niż przyjaciółkę.
-Czyli jak mnie kochasz?
-Hmmm.. Powiedzmy, że pare tysięcy razy bardziej niż Romeo kochał Julię. A ty jak mnie kochasz?
Kurwa. Kochałam ją. Dużo bardziej od Saul'a.
-Jeszcze bardziej.- mocno się do niej przytuliłam.
-Nie da się.- spojrzała na mnie swoimi brązowymi, dużymi oczami.
Miała śliczne piegi, na które opadała brązowa grzywką której nikt nie mógł dotykać.
-Idziemy do mnie?
-Mrau.
Siedziałyśmy i oglądałyśmy filmy. Nagle poczułam rękę Marilyn w swoich majtkach.
Spojrzałam na nią, a ona się uśmiechnęła i zaczęła mnie całować.
Raz to robiłam z dziewczyną, Billie, ale byłyśmy zajebiście najebane i naćpane.
Ale Marilyn kochałam. Inaczej niż Billie.
Tylko Mar byłam w stanie tak bardzo pokochać ♥
Rozdział dla osoby która i tak pewnie tu nie wejdzie, a jak już wejdzie to stwierdzi, że nie umiem pisać i tak dalej -.-
ale to kurwa dla ciebie.
wtorek, 15 maja 2012
Rozdział Osiemnasty
*oczami Billie*
Miałam zamiar obrazić się na Axla i nie odzywać się do niego przez kilka dni, ale nie wyszło. Nie potrafię być na kogoś zła i zwykle za szybko wybaczam. Trudno, może to i nawet lepiej ? Przeciągnęłam się na łóżku i poszłam do kuchni. Nie znalazłam tam nic interesującego więc z powrotem wróciłam na swoje posłanie.
- Dziewczyny, nie uważacie, że powinnyśmy znaleźć jakieś normalne mieszkanie ? - spytała siedząca na podłodze Cass.
- Powinnyśmy - poparła ją Rip. - tylko nie mamy aż tyle kasy.
- To trzeba jakoś zarobić ... - stwierdziłam z niechęcią.
- Trzeba ... - przyznała mi rację Cassie. - najlepiej już teraz znajdźmy jakąś pracę. Jakąkolwiek. Byleby tylko starczyło na wynajęcie jakiegoś niewielkiego pokoju.
- A gdzie ja znajdę odpowiednią dla siebie pracę ?
- W sklepie na przykład - zaproponowała mi Ripley.
- Hahahaha. Bardzo śmieszne. Wiecie przecież, że wyjebali mnie ze szkoły między innymi za problemy z matmą.
Przypomniałam sobie wyraz twarzy mojej ukochanej cioci kiedy ją o tym informowałam. Westchnęłam. Bardzo chciałabym cofnąć czas ale tego zrobić się niestety nie da...
- To możesz wyprowadzać psy, kosić trawę. Cokolwiek. Ważne żeby była kasa. - Cassie zaczęła się powoli wkurwiać.
- No okej, znajdę coś na moim poziomie. Ale wy też będziecie pracować ?
- Jasne. - zapewniły mnie jednocześnie i wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Stałam przed jakimś barem i zastanawiałam się czy wejść czy nie. Może potrzebują tam jakiejś kelnerki, barmanki czy sprzątaczki. W końcu zdecydowałam, że wejdę. Nie powinno być chyba tak źle. Zdziwiłam się kiedy przekroczyłam próg, bo okazało się, że nie było tu zbyt wielu ludzi. Być może dlatego, że była dopiero czternasta ? Podeszłam do lady i spojrzałam na siwiejącego faceta z zajebiście wielkim sterczącym brzuchem.
- Witam pana - przywitałam się uprzejmie. Wbrew pozorom byłam bardzo, kurwa, kulturalną osobą.
- Witam panią - uśmiechnął się do mnie. - czego tu szukasz złotko ?
- Szukam pracy. Jakiejkolwiek. Znalazłoby się coś dla mnie ?
- Hmm... - barman zastanowił się. - jesteś bardzo uroczą dziewczynką, więc mogłabyś trochę potańczyć bez stanika. - zaśmiał się i wskazał na drewniany podest gdzie znajdowała się stalowa rura.
Westchnęłam. Pracowałam raz jako striptizerka, ale to było dawno temu, kiedy jeszcze mieszkałyśmy w Vegas i Cassie nie znała Luckego.
- Szukam raczej pracy, w której nie musiałabym się rozbierać.
- To chyba tutaj, mała, niczego nie znajdziesz - wziął szmatkę i zaczął wycierać kufle do piwa.
- Nie potrzebuje pan jakiejś sprzątaczki, barmanki, kelnerki, kucharki ... - uśmiechnęłam się słodko. - napewno coś się znajdzie.
Facet zastanowił się.
- Dobra, ślicznotko. Będziesz kelnerką i barmanką ... tylko ostrzegam, że zwykle ruch jest tu większy niż teraz - wziął do ręki kolejny kufel. - jestem Paul Wesley.
- Ja Billie Drug. Od kiedy mam zacząć pracować ?
- Hmm ... najpierw zobaczę jak sobie radzisz. Obsłuż tego gościa, który właśnie wchodzi.
Obejrzałam się za siebie i wskoczyłam za ladę. Mój nowy pracodawca podał mi jakiś dziwny czerwonawy fartuszek i życzył powodzenia.
- Podaj mi do stolika butelkę wódki, jakieś wino i dwa piwa. Tylko szybko ! - rudy człowiek oddalił się do najodleglejszego stolika i wyciągnął papierosa.
Odwróciłam się za siebie i odszukałam na półkach regału alkochol, o który prosił mój pierwszy klient. Włożyłam wszystko na tacę i pognałam do tego chłopaka.
- Proszę, oto pańskie zamówienie - kiedy ja się kurwa nauczyłam tym wszystkich pojebanych zwrotów ?!
Rudy chłopak wyjął z tylnej kieszeni dwa banktnoty i wetknął mi je za stanik.
- Reszty nie trzeba, kotku - powiedział zadowolony z siebie i otworzył piwo.
Ucieszona z moich pierwszych zarobionych pieniędzy pobiegłam do Paula.
- Jak mi poszło ? - szeroko się uśmiechnęłam.
- Świetnie. Trzeba cię tylko przebrać w coś innego, bo nie będziesz mi tutaj roznosić piwa w męskiej koszuli - powiedział oglądając mnie od stóp do głów.
- To co będę musiała nosić ?
- Nie martw się, jutro coś ci znajdę. Pieniądze zachowaj dla siebie - uśmiechnął się. Był całkiem miły. - tylko przyjdź jutro o ósmej !
- Jasne ! - zrzuciłam z siebie ohydny czerwony fartuszek i pobiegłam do wyjścia.
Axl obejmował mnie w pasie i głaskał po gołym brzuchu. Leżałam pod nim w samej bieliźnie.
- Tęskniłem za tobą Billie ... - zamruczał mi do ucha.
Zaśmiałam się i zdjęłam z niego spodnie.
- Axl ... kocham cię - pocałowałam go.
Chłopak uśmiechnłął się i odwzajemnił pocałunek. Wplotłam palce w jego włosy i przewróciłam na plecy, żebym mogła na nim usiąść. Przejechałam ręką po jego nagim torsie, nie przerywająć całowania. Axl włożył mi rękę w majtki i zaczął macać mnie po dupie. Musnęłam wargami jego policzek i dotknęłam jego bokserek. Wsunęłam pod nie dłoń i palcami dotknęłam jego penisa. Rose wyjął zajął się teraz zdejmowaniem ze mnie stanika. Rzucił go na w bok.
- Ej ! - oboje podskoczyliśmy słysząc głos Izziego. - czemu kurwa rzuciłeś mnie tym w twarz ?! - spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Mrrrr... Billie ... może zechciałabyś się do mnie odwrócić przodem ? - zachichotał.
- Ja pierdolę Stradlin ! - Axl wstał i przyjebał mu w twarz.
- Au ! Kurwa, au ! Mogłeś mi złamać nos !
- Ale nic ci nie jest. A teraz wypierdalaj stąd. - wskazał mu drzwi.
-Ale najpierw oddaj mi stanik ! - zasłaniałam się bluzką Axla, która leżała obok mnie.
Izzy wybuchnął śmiechem i podał mi mój czerwony, koronkowy stanik, po czym wyszedł.
- Ja pierdolę, co za debil - mruknął Axl i dotknął mojej nagiej piersi. - wiesz, że jesteś śliczna ?
- Wiem ... - zaśmiałam się i ponownie włożyłam rękę za jego bokserki.
Rose przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Dobra ja już idę - zaczęłam się ubierać. - muszę powiedzieć Rip i Cass, że znalazłam pracę.
- Kurwa. Czy my kiedyś dokończymy to co zaczynamy ? - Axl nie chciał, żebym sobie poszła.
- Dokończymy, nie martw się - pocałowałam go w usta i poszłam do drzwi.
- Billie ! - dobiegł mnie głos Rose'a - pamiętaj, że cię kocham !
- Ja ciebie też ! - krzyknęłam i wyszłam.
Miałam zamiar obrazić się na Axla i nie odzywać się do niego przez kilka dni, ale nie wyszło. Nie potrafię być na kogoś zła i zwykle za szybko wybaczam. Trudno, może to i nawet lepiej ? Przeciągnęłam się na łóżku i poszłam do kuchni. Nie znalazłam tam nic interesującego więc z powrotem wróciłam na swoje posłanie.
- Dziewczyny, nie uważacie, że powinnyśmy znaleźć jakieś normalne mieszkanie ? - spytała siedząca na podłodze Cass.
- Powinnyśmy - poparła ją Rip. - tylko nie mamy aż tyle kasy.
- To trzeba jakoś zarobić ... - stwierdziłam z niechęcią.
- Trzeba ... - przyznała mi rację Cassie. - najlepiej już teraz znajdźmy jakąś pracę. Jakąkolwiek. Byleby tylko starczyło na wynajęcie jakiegoś niewielkiego pokoju.
- A gdzie ja znajdę odpowiednią dla siebie pracę ?
- W sklepie na przykład - zaproponowała mi Ripley.
- Hahahaha. Bardzo śmieszne. Wiecie przecież, że wyjebali mnie ze szkoły między innymi za problemy z matmą.
Przypomniałam sobie wyraz twarzy mojej ukochanej cioci kiedy ją o tym informowałam. Westchnęłam. Bardzo chciałabym cofnąć czas ale tego zrobić się niestety nie da...
- To możesz wyprowadzać psy, kosić trawę. Cokolwiek. Ważne żeby była kasa. - Cassie zaczęła się powoli wkurwiać.
- No okej, znajdę coś na moim poziomie. Ale wy też będziecie pracować ?
- Jasne. - zapewniły mnie jednocześnie i wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Stałam przed jakimś barem i zastanawiałam się czy wejść czy nie. Może potrzebują tam jakiejś kelnerki, barmanki czy sprzątaczki. W końcu zdecydowałam, że wejdę. Nie powinno być chyba tak źle. Zdziwiłam się kiedy przekroczyłam próg, bo okazało się, że nie było tu zbyt wielu ludzi. Być może dlatego, że była dopiero czternasta ? Podeszłam do lady i spojrzałam na siwiejącego faceta z zajebiście wielkim sterczącym brzuchem.
- Witam pana - przywitałam się uprzejmie. Wbrew pozorom byłam bardzo, kurwa, kulturalną osobą.
- Witam panią - uśmiechnął się do mnie. - czego tu szukasz złotko ?
- Szukam pracy. Jakiejkolwiek. Znalazłoby się coś dla mnie ?
- Hmm... - barman zastanowił się. - jesteś bardzo uroczą dziewczynką, więc mogłabyś trochę potańczyć bez stanika. - zaśmiał się i wskazał na drewniany podest gdzie znajdowała się stalowa rura.
Westchnęłam. Pracowałam raz jako striptizerka, ale to było dawno temu, kiedy jeszcze mieszkałyśmy w Vegas i Cassie nie znała Luckego.
- Szukam raczej pracy, w której nie musiałabym się rozbierać.
- To chyba tutaj, mała, niczego nie znajdziesz - wziął szmatkę i zaczął wycierać kufle do piwa.
- Nie potrzebuje pan jakiejś sprzątaczki, barmanki, kelnerki, kucharki ... - uśmiechnęłam się słodko. - napewno coś się znajdzie.
Facet zastanowił się.
- Dobra, ślicznotko. Będziesz kelnerką i barmanką ... tylko ostrzegam, że zwykle ruch jest tu większy niż teraz - wziął do ręki kolejny kufel. - jestem Paul Wesley.
- Ja Billie Drug. Od kiedy mam zacząć pracować ?
- Hmm ... najpierw zobaczę jak sobie radzisz. Obsłuż tego gościa, który właśnie wchodzi.
Obejrzałam się za siebie i wskoczyłam za ladę. Mój nowy pracodawca podał mi jakiś dziwny czerwonawy fartuszek i życzył powodzenia.
- Podaj mi do stolika butelkę wódki, jakieś wino i dwa piwa. Tylko szybko ! - rudy człowiek oddalił się do najodleglejszego stolika i wyciągnął papierosa.
Odwróciłam się za siebie i odszukałam na półkach regału alkochol, o który prosił mój pierwszy klient. Włożyłam wszystko na tacę i pognałam do tego chłopaka.
- Proszę, oto pańskie zamówienie - kiedy ja się kurwa nauczyłam tym wszystkich pojebanych zwrotów ?!
Rudy chłopak wyjął z tylnej kieszeni dwa banktnoty i wetknął mi je za stanik.
- Reszty nie trzeba, kotku - powiedział zadowolony z siebie i otworzył piwo.
Ucieszona z moich pierwszych zarobionych pieniędzy pobiegłam do Paula.
- Jak mi poszło ? - szeroko się uśmiechnęłam.
- Świetnie. Trzeba cię tylko przebrać w coś innego, bo nie będziesz mi tutaj roznosić piwa w męskiej koszuli - powiedział oglądając mnie od stóp do głów.
- To co będę musiała nosić ?
- Nie martw się, jutro coś ci znajdę. Pieniądze zachowaj dla siebie - uśmiechnął się. Był całkiem miły. - tylko przyjdź jutro o ósmej !
- Jasne ! - zrzuciłam z siebie ohydny czerwony fartuszek i pobiegłam do wyjścia.
Axl obejmował mnie w pasie i głaskał po gołym brzuchu. Leżałam pod nim w samej bieliźnie.
- Tęskniłem za tobą Billie ... - zamruczał mi do ucha.
Zaśmiałam się i zdjęłam z niego spodnie.
- Axl ... kocham cię - pocałowałam go.
Chłopak uśmiechnłął się i odwzajemnił pocałunek. Wplotłam palce w jego włosy i przewróciłam na plecy, żebym mogła na nim usiąść. Przejechałam ręką po jego nagim torsie, nie przerywająć całowania. Axl włożył mi rękę w majtki i zaczął macać mnie po dupie. Musnęłam wargami jego policzek i dotknęłam jego bokserek. Wsunęłam pod nie dłoń i palcami dotknęłam jego penisa. Rose wyjął zajął się teraz zdejmowaniem ze mnie stanika. Rzucił go na w bok.
- Ej ! - oboje podskoczyliśmy słysząc głos Izziego. - czemu kurwa rzuciłeś mnie tym w twarz ?! - spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Mrrrr... Billie ... może zechciałabyś się do mnie odwrócić przodem ? - zachichotał.
- Ja pierdolę Stradlin ! - Axl wstał i przyjebał mu w twarz.
- Au ! Kurwa, au ! Mogłeś mi złamać nos !
- Ale nic ci nie jest. A teraz wypierdalaj stąd. - wskazał mu drzwi.
-Ale najpierw oddaj mi stanik ! - zasłaniałam się bluzką Axla, która leżała obok mnie.
Izzy wybuchnął śmiechem i podał mi mój czerwony, koronkowy stanik, po czym wyszedł.
- Ja pierdolę, co za debil - mruknął Axl i dotknął mojej nagiej piersi. - wiesz, że jesteś śliczna ?
- Wiem ... - zaśmiałam się i ponownie włożyłam rękę za jego bokserki.
Rose przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Dobra ja już idę - zaczęłam się ubierać. - muszę powiedzieć Rip i Cass, że znalazłam pracę.
- Kurwa. Czy my kiedyś dokończymy to co zaczynamy ? - Axl nie chciał, żebym sobie poszła.
- Dokończymy, nie martw się - pocałowałam go w usta i poszłam do drzwi.
- Billie ! - dobiegł mnie głos Rose'a - pamiętaj, że cię kocham !
- Ja ciebie też ! - krzyknęłam i wyszłam.
wtorek, 8 maja 2012
Rozdział Siedemnasty
*Oczami Ripley*
Billie trafiła do szpitala. Przedawkowała. Znowu. Martwię się o nią, bardzo. Powinna z tym skończyć, bo to naprawdę kiedyś źle się skończy.Nie umiała bym żyć bez niej. Kocham ją jak siostrę i nie poradziałabym sobie bez niej. Choć pewnie nadal bym żyła... Dla Cassie. Ale na szczęście tym razem było już dobrze, wróciła ze szpitala i właśnie siedzi z Axlem. Długo już rozmawiąją, mam nadzieję, że będzie dobrze. Myślę,że on naprawdę ją kocha. Bo jak jej nie kochać?
Ktoś zapukał do drzwi. Wstałam leniwie z podłogi i poszłam otworzyć.
-David, cześć.- powiedziałam z uśmiechem. Bardzo cieszyłam się,że znowu go widzę. Wyjechał tylko na kilka dni, ale tęskniłam. Cały czas mieliśmy kontakt, dużo rozmawialiśmy, pisaliśmy. Mogę powiedzieć,że nawet wiem o nim kilka rzeczy i jesteśmy przyjaciółmi.
-Heejj, przyszedłem zaprosić cię na spacer, masz ochotę?
-Nie mogę. Billie dopiero wróciła ze szpitala. Chciałabym teraz być blisko niej...Przepraszam...
- No dobrze... - zrobił smutką minkę.
- A mogę wejść? Tęskniłem trochę...- przyznał nieśmiało.
- Jasne, chodź!
Weszlismy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Siedzieliśmy tak w ciszy,którą przerwał David.
-Ripley?
-Tak?
-Muszę ci coś powiedzieć.
-Mów.
-Bo..Ja...- przerwał i zaczął mnie namętnie całować.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię!-powtarzał pomiędzy pocałunkami.
Wreszcie. Kochałam go, bardzo. Nie chciałam tego, ale go kochałam. I on czuł to samo! Czułam rozpierdalające mnie szczęście.
David zaczął wkładać mi ręce za bluzkę.
-Chcesz? - spytał przerywając pocałunki.
W odpowiedzi zciągnęłam jego koszulkę, a on zaczął wkładać mi ręce pod bluzkę. Szybko pozbyliśmy się reszty ubrań.
- Ja.. Mogę go nazwać bakłażanem? - spytałam i wybuchłam śmiechem.
- Czy on przypomina bakłażana?
- Hhahahahahah. Tak trochę...
- No dobrze, ale kkontynujmy. - powiedział i zaczął całować mnie po szyi. Otwartą dłonią przejechałam po jego bakłażanie, a on mruczał cicho. Krążył językiem po całym moim ciele.Usiadłam na nim a on wszedł we mnie. Zaczęłam jęczeć z podniecenia, a David starał się aby było mi jak najlepiej. Ruszał biodrami coraz szybciej, a ja czułam się coraz lepiej. Po jakimś czasie oboje opadliśmy zmęczeni na łóżko.
- Kocham cię. - powiedział i znowu mnie pocałował.
-Ja ciebie też. - odpowiedziałam i odwzajemniłam pocałunek.
- A czy ty...będziesz moją dziewczyną? Kocham cię, bardzo cię kocham. Nikogo wcześniej tak nie kochałem. Jesteś taka wyjątkowa. - patrzył mi prosto w oczy swoimi ślicznymi niebieskimi oczkami.
- Tak. - odpowiedziałam i wtuliłam się w jego nagi tors.
Mój pierwszy fragmencik... Chyba będzie ich więcej, zobaczymy. Rozdział dedykowany specjalnie mojej Paulince, która nie chciała mi pomóc -.-
I tak Cię kocham! ♥
Billie trafiła do szpitala. Przedawkowała. Znowu. Martwię się o nią, bardzo. Powinna z tym skończyć, bo to naprawdę kiedyś źle się skończy.Nie umiała bym żyć bez niej. Kocham ją jak siostrę i nie poradziałabym sobie bez niej. Choć pewnie nadal bym żyła... Dla Cassie. Ale na szczęście tym razem było już dobrze, wróciła ze szpitala i właśnie siedzi z Axlem. Długo już rozmawiąją, mam nadzieję, że będzie dobrze. Myślę,że on naprawdę ją kocha. Bo jak jej nie kochać?
Ktoś zapukał do drzwi. Wstałam leniwie z podłogi i poszłam otworzyć.
-David, cześć.- powiedziałam z uśmiechem. Bardzo cieszyłam się,że znowu go widzę. Wyjechał tylko na kilka dni, ale tęskniłam. Cały czas mieliśmy kontakt, dużo rozmawialiśmy, pisaliśmy. Mogę powiedzieć,że nawet wiem o nim kilka rzeczy i jesteśmy przyjaciółmi.
-Heejj, przyszedłem zaprosić cię na spacer, masz ochotę?
-Nie mogę. Billie dopiero wróciła ze szpitala. Chciałabym teraz być blisko niej...Przepraszam...
- No dobrze... - zrobił smutką minkę.
- A mogę wejść? Tęskniłem trochę...- przyznał nieśmiało.
- Jasne, chodź!
Weszlismy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Siedzieliśmy tak w ciszy,którą przerwał David.
-Ripley?
-Tak?
-Muszę ci coś powiedzieć.
-Mów.
-Bo..Ja...- przerwał i zaczął mnie namętnie całować.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię!-powtarzał pomiędzy pocałunkami.
Wreszcie. Kochałam go, bardzo. Nie chciałam tego, ale go kochałam. I on czuł to samo! Czułam rozpierdalające mnie szczęście.
David zaczął wkładać mi ręce za bluzkę.
-Chcesz? - spytał przerywając pocałunki.
W odpowiedzi zciągnęłam jego koszulkę, a on zaczął wkładać mi ręce pod bluzkę. Szybko pozbyliśmy się reszty ubrań.
- Ja.. Mogę go nazwać bakłażanem? - spytałam i wybuchłam śmiechem.
- Czy on przypomina bakłażana?
- Hhahahahahah. Tak trochę...
- No dobrze, ale kkontynujmy. - powiedział i zaczął całować mnie po szyi. Otwartą dłonią przejechałam po jego bakłażanie, a on mruczał cicho. Krążył językiem po całym moim ciele.Usiadłam na nim a on wszedł we mnie. Zaczęłam jęczeć z podniecenia, a David starał się aby było mi jak najlepiej. Ruszał biodrami coraz szybciej, a ja czułam się coraz lepiej. Po jakimś czasie oboje opadliśmy zmęczeni na łóżko.
- Kocham cię. - powiedział i znowu mnie pocałował.
-Ja ciebie też. - odpowiedziałam i odwzajemniłam pocałunek.
- A czy ty...będziesz moją dziewczyną? Kocham cię, bardzo cię kocham. Nikogo wcześniej tak nie kochałem. Jesteś taka wyjątkowa. - patrzył mi prosto w oczy swoimi ślicznymi niebieskimi oczkami.
- Tak. - odpowiedziałam i wtuliłam się w jego nagi tors.
***
Kiedy David wyszedł dziewczyny wbiegły do mojego pokoju.
-Jaki jest?! Jak było?! - pytały podekscytowane.
-Ale co? Kurwa. Podsłuchiwałyście. - spojrzałam na nie złowrogo.
- Nie... Ale nie dało się tego nie słyszeć. Cały motel pewnie słyszał. - powiedziała Billie ze śmiechem.
- Jejuuu.
-Oj chuj, opowiadaj jaki jest. - przyspieszała Cass.
-Cudowny. Z nikim nie było mi tak dobrze. Ale nie będę wam opowiadać o pierdoleniu się z moim chłopakiem. Nie wierzę w to. Mam chłopaka. I go kocham. A on mnie. - byłam w szoku.
-I my nie wiedziałyśmy,że się w nim zakochałaś? - zdenerwowała się.
-Bo ja tego nie wiedziałam... To znaczy... No wiecie...
-Okej. Wybaczamy ci. -zaśmiały się.
-A co z Axlem? I jak się czujesz?- spytałam Billie.
- Już wszystko dobrze. On mnie kocha...
- No a jak mogłoby być inaczej? Wiedziałam to od samego początku.
Mój pierwszy fragmencik... Chyba będzie ich więcej, zobaczymy. Rozdział dedykowany specjalnie mojej Paulince, która nie chciała mi pomóc -.-
I tak Cię kocham! ♥
poniedziałek, 7 maja 2012
Rozdział Szesnasty
*oczami Billie*
David nie mógł dziś spotkać się z Ripley, ponieważ pojechał gdzieś z ojcem, więc moja przyjaciółka z samego rana poszła do Izziego. Cassie i Slash wybrali się zapewne na spacer więc ja nie mając co robić postanowiłam posłuchać muzyki. Włączyłam oczywiście Gunsów. Leżałam na podłodze i wpatrywałam się w sufit śpiewając przy tym Rocket Queen. W piosence pojawiły się teraz te erotyczne dźwięki i zaczęłam zastanawiać się czy dla Axla, mojego kochanego Axla, nie jestem przypadkiem kolejną dziwką. To bardzo możliwe, w końcu mój ukochany jest gwiazdą rocka i jak na gwiazdę rocka przystało każda napotkana dziewczyna jest świetnym materiałem na dziewczynę, która nada się na jedną noc a potem może sobie iść w chuja. Jednak z drugiej strony on przecież coś mi tam wyznawał... Chyba nie kłamałby w tak poważnej sprawie jaką jest miłość ? Nie mogłam się już dłużej nad tym rozmyślać, bo nagle coś znienacka pocałowało mnie w policzek.
-Kochanie, czemu tak leżysz na podłodze ? Nie uważasz, że wygodniej byłoby na łóżku ? - to był Axl. Wpatrywał się we mnie lekko rozbawiony.
-Wbrew pozorom podłoga to bardzo przyjemne miejsce - ostrożnie pogłaskałam go po policzku. - chodź na spacer.
Przed wyjściem włożyłam na siebie czarny rozciągnięty sweter i przeczesałam palcami kręcone włosy. Kiedy skończyłam pociągnęłam Rose'a wprost do parku. Chłopak podążał za mną bez protestów, był tylko trochę zdziwiony. Kiedy dotarliśmy na miejsce usadziłam go na ławce i uważnie mu się przyjrzałam.
-Musisz mnie uważnie posłuchać. To bardzo dla mnie ważne, więc nie rób sobie żartów, dobrze ?
-Stało się coś ? - spytał z troską w głosie.
-Nie. Po prostu mam do ciebie pytanie. Tylko odpowiedz szczerze.
-Oczywiście.
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w niebo. Było piękne. Białe puszyste chmurki przesuwały się leniwie bo wielkim błękicie. Przeniosłam wzrok na Axla i powoli i cicho wypowiedziałam pytanie.
-Czy ty mnie kochasz, czy jestem dla ciebie po prostu bardzo atrakcyjną dziwką ? - poczułam, że do moich oczu napływają łzy, ale szybko je starłam dłonią.
-Billie, co za głupie pytanie.
-Odpowiedz. Proszę. - chciałam w końcu usłyszeć odpowiedź na to pytanie. Chciałam wiedzieć czy przypadkiem nie robię z siebie kompletnej idiotki.
-Kocham cię Billie. Kocham - powiedział i spojrzał mi w oczy. - nie traktuję ciebie jak dziwki. To prawda, miałem ich w swoim życiu dużo, jednak do żadnej z nich nie czułem czegoś takiego jak do ciebie. Nie myśl, że mówię to każdej dziewczynie, którą spotkam na ulicy. O nie. Takie rzeczy mówię tylko wyjątkowym osobą, a do takich wyjątkowych osób zaliczasz się między innymi ty. Kocham cię. Co jeszcze mogę zrobić abyś uwierzyła ? Dla ciebie zrobię wszystko więc proś o co tylko chcesz.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Mój mózg nie działał jak należy. Wszystko wokół mnie się kręciło i szumiało. Czy to normalne ?
"Opowiemy ci jak zginęliśmy" - kurwa nie ! Nie chcę teraz tych głosów !
"Wybraliśmy się samochodem na wycieczkę..."
-NIE ! Nie chcę tego teraz słuchać ! - krzyknęłam z furią.
-Mówisz do mnie ? - Axl siedział zdziwiony.
-Nie. Poczekaj tu chwilę - opdowiedziałam cicho i pobiegłam w krzaki, aby nie mógł mnie zobaczyć.
"Pogoda była cudowa. Kochaliśmy słońce i ciepło..."
-Słuchajcie... opowiecie mi to potem okej ? Proszę, proszę, proszę nie teraz ! - czułam się dziwnie gadając sama ze sobą, ale nie widziałam innego sposobu aby przestać słyszeć te głosy.
"Może być już nie być potem..." głos się zaczął rozmywać i zniknął.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam do Axla. To co zastałam nie było wesołe. Do Rose'a tuliła się jakaś laska. Nie widziałam jej twarzy tylko długie, proste włosy koloru żółtego. On stał zdziwiony i jedną ręką trzymał na talii nieznajomej.
-Kto to kurwa jest ? - spytałam łamiącym się głosem.
Axl odsunął od siebie dziewczynę i spojrzał w moją stronę.
-Stella. Moja była dziewczyna - wyraźnie podkreślił słowo była.
-Była ?! - jego eks spojrzała w moją stronę. Była ładna. Zajebiście ładna. Opalona skóra, smukła sylwetka, niebieskie oczy i usta pomalowane szminką. - a ten wypłosz to kto ?
Wypłosz ?! A więc wyglądam jak wypłosz ? Świetnie...
-Mam na imię Billie, kurwa.
-To dupodajki mają imiona ? - zaśmiała się Stella.
-Ja pierdolę, Stella zamknij swój ryj ! Nie jesteś już moją dziewczyną, przyjmij to do wiadomości ! - Axl był wkurwiony.
-Od kiedy ? - spojrzała na niego krzywo. - jeśli dobrze pamiętam to jeszcze przed konertem jebaliśmy się u mnie. Było fantastycznie, sam tak mówiłeś.
Kurwa co ? Stałam i nie wiedziałam co robić. Przyjebać Axlowi czy Stelli ?
-Było. Ale teraz już nie jest. Nie widzisz, że kocham Billie ?
-Hahaha... kotku, co ty mówisz ? Przecież ta cała Billie jest dziwką ! Jak można się zakochać w dziwce ? - znów się roześmiała. - chyba za dużo pijesz.
-Stello - tym razem to ja zabrałam głos. - mogłabyś łaskawie zamknąć dupę i nie nazywać mnie już dziwką ?
-Będę nazywać rzeczy po imieniu, moja droga.
-A więc pozwól, że ja też pójdę za twoim przykładem, tępa pizdo - syknęłam.
-Za dużo sobie pozwalasz dziewczynko. Lepiej teraz odczep się od mojego Axla i spierdalaj poszukać sobie jakiś innych klientów.
-Stella. Odpierdol się od mojej Billie. Zrozum wreszcie tępa pizdo, że między nami to już koniec. Koniec. Teraz liczy się Billie i tylko Billie, która nie jest żadną dziwką w przeciwieństwie do ciebie tępa pizdo - Axl włożył w te słowa tyle jadu ile tylko się dało i poskutkowało. Stella odwróciła się i odchodząc rzuciła:
-Jeszcze za mną zatęsknisz chuju - i odeszła śmiejąc się złośliwie i kręcąc swoją dupą na wszystkie strony.
Axl i ja wpatrywaliśmy się w jej plecy póki nie zniknęły nam za zakrętem. Co za kurwa. Axl też. Jak mógł ?!
-Billie... - zaczął.
-Nie. Nic nie mów. Nie chcę słyszeć twoich wyjaśnień - przerwałam mu wpatrując się w powietrze za nim.
-Wybaczysz mi ? - zapytał i spuścił wzrok.
Nic nie odpowiedziałam tylko odwróciłam się i odeszłam.
Leżałam na twarzą do podłogi i płakałam. W między czasie brałam jakieś tabletki, wciągałam biały proszek, wstrzykiwałam sobie coś strzykawką do żył i popijałam Jacka Danielsa. Chciałam się naćpać i umrzeć. Chyba mi się udało, bo wszystko zrobiło się nagle takie niewyraźnie zmaglone i zniknęło, a zamiast tego pojawiła się czerń...
sobota, 5 maja 2012
Rozdział piętnasty
*oczami Cassie*
Gdy wróciliśmy do motelu od razu poszłam do Slasha. Gdy weszłam do jego pokoju zobaczyłam rozpierdoloną sofę i najebanych chłopaków. Saul wyszedł z łazienki.
-Kurwa. Nie da się tu z nimi wytrzymać.- zaszedł mnie od tyłu i przytulił. Poczułam łaskotanie w brzuchu.
-Chodźmy na dwór.- zaproponowałam.
Slash zamiast odpowiedzieć zaczął mnie lizać po szyi, odwróciłam się, chłopak na mnie spojrzał.
-Masz śliczne oczy.- ślicznie się uśmiechał.
-Chodźmy na dwór.- powiedziałam nie bardzo myśląc co mówię.
Kiedy wyszliśmy Slash od razu wziął mnie za rękę. Szliśmy przed siebie w milczeniu.
-Cassie?- usłyszałam cienki głosik.
-Marilyn? Czy to ty?
-Tak.- dziewczyna przytuliła mnie.- Jejku. Co tam u ciebie?
-Wszystko okej. Slash to jest Marilyn, moja przyjaciółka z Vegas. Marilyn to Slash, mój..
-Twój.- chłopak włożył mi rękę do spodni.
-Wiesz. Muszę lecieć. Zdzwonimy się. Pa.- pocałowała mnie w policzek i uciekła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-Kto to był?
-Siostra mojego byłego. Musimy porozmawiać.
Usiadł na ławce przyciągając mnie do siebie tak, że opadłam na jego kolana.
-Slash.. Kiedyś miałam chłopaka. Miał na imię Lucky. On..
-Wiem, kochanie. Billie powiedziała Axl'owi a on mi.
-Jejku. To nawet lepiej. Nie chce mi się o tym mówić. A ta dziewczyna.. Marilyn. Wydawało mi się, że jestem w niej zakochana. Ale teraz wiem, że kocham tylko ciebie.
-Ja ciebie też. Jesteś moim cudownym aniołkiem. Spadłaś mi z nieba.- przytulił mnie jednocześnie wkładając mi rękę pod bluzkę.
-Slash. Nadal chcesz czegoś więcej niż tylko wkładanie sobie rąk do spodni i pod bluzki?
Przypomniała mi się akcja w łazience.
-Chcę.
***
*koncert Gunsów*
Staliśmy pod sama sceną. Ja, Billie, Ripley i David. Wszyscy czekali aż chłopcy wyjdą na scenę.
Nagle zgasły światła. Nie było nic widać. Poczułam czyjś oddech na swoim ramieniu.
-Chodź.- to był Slash.
Posłusznie poszłam za moim ukochanym. Zaprowadził mnie za scenę.
-Stój tu przez tą część koncertu. Proszę. Cholernie się stresuję, a widząc ciebie będę się czuł lepiej.
-Jejku. Jaki ty słodki. Ale po przerwie wrócę to reszty, zgoda?
-Mmmm.- mruknął i wyszedł na scenę.
Rozległ się wysoki głos Axl'a.
-Tą piosenkę chcemy zagrać dla naszych nowych przyjaciół poznanych tutaj. Billie, Ripley, David i Cass. Jesteście zajebiści.- uśmiechnął się do mnie i zaczął śpiewać 'You're Crazy'.
Pierwsza część koncertu minęła szybko. W czasie przerwy Duff i Steven poszli się odstresować z jakimiś laskami, a Izzy z Axl'em gdzieś zniknęli.
Slash podszedł do mnie. Bez bluzki, w swoim słodkim cylindrze wyglądał podniecająco.
Wziął mnie za rękę, usiadłam na głośniku, zaczął mnie na nim kłaść. Wszedł na mnie po czym zdjął spódnicę i mocno ścisnął moje nogi udami.
Zaczęłam rozpinać mu spodnie. Położył się na mnie i zaczął delikatnie całować. Potem coraz mocniej i mocniej. Ruszył biodrami, jęknęłam. Nie zauważyłam nawet gdy zostaliśmy w samej bieliźnie.
Włożył mi ręce za stanik rozpinając go. Jego ręka wędrowała niżej, do moich majtek. Szybko wsunęłam mu rękę do bokserek i je zdjęłam.
Slash powoli wkładał palce coraz dalej zsuwając mi majtki. Wszedł we mnie. Znowu ruszył biodrami nieco mocniej.
Wszedł głębiej zaczynając mnie całować. Czułam coś czego nigdy wcześniej nie czułam. Zapewne dlatego, bo nie uprawiałam nigdy sexu z kimś kogo kochałam tak bardzo jak Slasha.
-Ah. Jeszcze.- jęknełam.
Zajebiście mocno ruszał miednicą, jednocześnie rękoma ruszając moją wchodząc głębiej.
Oderwał usta od moich aby zacząć lizać mnie po szyi, obojczykach i mostku.
*oczami Slasha*
Cassie wzdychała podczas gdy ja starałem dać jej jak najwięcej przyjemności.
-Aaa. Slash!- krzyknęła
Co chwila odchylała głowę do tyłu jęcząc, czym podniecała mnie jeszcze bardziej.
Nigdy nie czułem czegoś co czułem przy Cassie, całując ją, przytulając i kochając się z nią.
Była cudowna.
Gdy wróciliśmy do motelu od razu poszłam do Slasha. Gdy weszłam do jego pokoju zobaczyłam rozpierdoloną sofę i najebanych chłopaków. Saul wyszedł z łazienki.
-Kurwa. Nie da się tu z nimi wytrzymać.- zaszedł mnie od tyłu i przytulił. Poczułam łaskotanie w brzuchu.
-Chodźmy na dwór.- zaproponowałam.
Slash zamiast odpowiedzieć zaczął mnie lizać po szyi, odwróciłam się, chłopak na mnie spojrzał.
-Masz śliczne oczy.- ślicznie się uśmiechał.
-Chodźmy na dwór.- powiedziałam nie bardzo myśląc co mówię.
Kiedy wyszliśmy Slash od razu wziął mnie za rękę. Szliśmy przed siebie w milczeniu.
-Cassie?- usłyszałam cienki głosik.
-Marilyn? Czy to ty?
-Tak.- dziewczyna przytuliła mnie.- Jejku. Co tam u ciebie?
-Wszystko okej. Slash to jest Marilyn, moja przyjaciółka z Vegas. Marilyn to Slash, mój..
-Twój.- chłopak włożył mi rękę do spodni.
-Wiesz. Muszę lecieć. Zdzwonimy się. Pa.- pocałowała mnie w policzek i uciekła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-Kto to był?
-Siostra mojego byłego. Musimy porozmawiać.
Usiadł na ławce przyciągając mnie do siebie tak, że opadłam na jego kolana.
-Slash.. Kiedyś miałam chłopaka. Miał na imię Lucky. On..
-Wiem, kochanie. Billie powiedziała Axl'owi a on mi.
-Jejku. To nawet lepiej. Nie chce mi się o tym mówić. A ta dziewczyna.. Marilyn. Wydawało mi się, że jestem w niej zakochana. Ale teraz wiem, że kocham tylko ciebie.
-Ja ciebie też. Jesteś moim cudownym aniołkiem. Spadłaś mi z nieba.- przytulił mnie jednocześnie wkładając mi rękę pod bluzkę.
-Slash. Nadal chcesz czegoś więcej niż tylko wkładanie sobie rąk do spodni i pod bluzki?
Przypomniała mi się akcja w łazience.
-Chcę.
***
*koncert Gunsów*
Staliśmy pod sama sceną. Ja, Billie, Ripley i David. Wszyscy czekali aż chłopcy wyjdą na scenę.
Nagle zgasły światła. Nie było nic widać. Poczułam czyjś oddech na swoim ramieniu.
-Chodź.- to był Slash.
Posłusznie poszłam za moim ukochanym. Zaprowadził mnie za scenę.
-Stój tu przez tą część koncertu. Proszę. Cholernie się stresuję, a widząc ciebie będę się czuł lepiej.
-Jejku. Jaki ty słodki. Ale po przerwie wrócę to reszty, zgoda?
-Mmmm.- mruknął i wyszedł na scenę.
Rozległ się wysoki głos Axl'a.
-Tą piosenkę chcemy zagrać dla naszych nowych przyjaciół poznanych tutaj. Billie, Ripley, David i Cass. Jesteście zajebiści.- uśmiechnął się do mnie i zaczął śpiewać 'You're Crazy'.
Pierwsza część koncertu minęła szybko. W czasie przerwy Duff i Steven poszli się odstresować z jakimiś laskami, a Izzy z Axl'em gdzieś zniknęli.
Slash podszedł do mnie. Bez bluzki, w swoim słodkim cylindrze wyglądał podniecająco.
Wziął mnie za rękę, usiadłam na głośniku, zaczął mnie na nim kłaść. Wszedł na mnie po czym zdjął spódnicę i mocno ścisnął moje nogi udami.
Zaczęłam rozpinać mu spodnie. Położył się na mnie i zaczął delikatnie całować. Potem coraz mocniej i mocniej. Ruszył biodrami, jęknęłam. Nie zauważyłam nawet gdy zostaliśmy w samej bieliźnie.
Włożył mi ręce za stanik rozpinając go. Jego ręka wędrowała niżej, do moich majtek. Szybko wsunęłam mu rękę do bokserek i je zdjęłam.
Slash powoli wkładał palce coraz dalej zsuwając mi majtki. Wszedł we mnie. Znowu ruszył biodrami nieco mocniej.
Wszedł głębiej zaczynając mnie całować. Czułam coś czego nigdy wcześniej nie czułam. Zapewne dlatego, bo nie uprawiałam nigdy sexu z kimś kogo kochałam tak bardzo jak Slasha.
-Ah. Jeszcze.- jęknełam.
Zajebiście mocno ruszał miednicą, jednocześnie rękoma ruszając moją wchodząc głębiej.
Oderwał usta od moich aby zacząć lizać mnie po szyi, obojczykach i mostku.
*oczami Slasha*
Cassie wzdychała podczas gdy ja starałem dać jej jak najwięcej przyjemności.
-Aaa. Slash!- krzyknęła
Co chwila odchylała głowę do tyłu jęcząc, czym podniecała mnie jeszcze bardziej.
Nigdy nie czułem czegoś co czułem przy Cassie, całując ją, przytulając i kochając się z nią.
Była cudowna.
Rozdział Czternasty
*Oczami Ripley*
- Oooo, Ripley! Miło cię znowu widzieć. Co tu robisz? - spytał z wielkim uśmiechem. Może serio ucieszył się bo mnie zobaczył? Bo ja za nim tęskniłam, bardzo. Nie znam go prawie wcale, ale coś do niego czuje... A nie powinnam. Obiecałam sobie,że nie się zakocham. Na pewno nie teraz. Zbyt łatwo zaczyna mi zależeć. Zbyt łatwo się przywiązuję.
- Jestem na zakupach z Cass i Slashem, muszę kupić coś na koncert.
- Nadal chcesz ze mną iść? - spytał i zrobił słodką minkę.
- No jasne, że tak. - odpowiedziałam.
Przez chwilę staliśmy nic nie mówiąc i patrząc na siebie. Miał takie piękne, niebieskie oczy. Kochałam niebieskie oczy. I blondynów z niebieskimi oczami. Są tacy słodcy.
- Mogę się do was dosiąść? - spytał, przerywając milczenie.
-Tak. Siedzimy tam. - wskazałam na nasz stolik.
- To zaraz przyjdę, pójdę coś zamówić.
- Okeej.
Wróciłam do stolika. Slasha i Cassie nadal nie było. Spojrzałam na kanapkę i frytki. Nie powinnam. To takie trudne.. Po wszystkim co zjem z przyzwyczajenia chcę iść do łazienki. Ale wytrzymałam w domu cały tydzień! Jeszcze nigdy nie wytrzymałam aż tyle! To było trudne, bardzo. Z czasem będzie łatwiej. Musi.
- Czemu nie jesz?
- Cassie. Przestraszyłaś mnie! Jużż...
Wzięłam do ust kubeczek z sokiem.
- Siuuuusioooorr! - krzyknęła przyjacióka, a ja zadławiłam się i oplułam przez śmiech.
- Zabiję cię kiedyś za to.
- I tak mnie kochasz.
- Taaak.
-Cześć, David.- przywitał się Slash, kiedy David usiadł obok mnie.
- Słyszałem,że wybieracie się na nasz koncert z Ripley. - kontynuował wkładając do buzi kanapkę.
- Taak... Nie masz nic przeciwko?
- Nie, bardzo się cieszę. - uśmiechnął się.
Siedzieliśmy rozmawiając około godzinę, a później poszliśmy do sklepów. David chyba często na mnie patrzył.... Jest taki słodki. Kiedy kupiliśmy wszystko odwieźliśmy Davida do domu.
- Oooo, Ripley! Miło cię znowu widzieć. Co tu robisz? - spytał z wielkim uśmiechem. Może serio ucieszył się bo mnie zobaczył? Bo ja za nim tęskniłam, bardzo. Nie znam go prawie wcale, ale coś do niego czuje... A nie powinnam. Obiecałam sobie,że nie się zakocham. Na pewno nie teraz. Zbyt łatwo zaczyna mi zależeć. Zbyt łatwo się przywiązuję.
- Jestem na zakupach z Cass i Slashem, muszę kupić coś na koncert.
- Nadal chcesz ze mną iść? - spytał i zrobił słodką minkę.
- No jasne, że tak. - odpowiedziałam.
Przez chwilę staliśmy nic nie mówiąc i patrząc na siebie. Miał takie piękne, niebieskie oczy. Kochałam niebieskie oczy. I blondynów z niebieskimi oczami. Są tacy słodcy.
- Mogę się do was dosiąść? - spytał, przerywając milczenie.
-Tak. Siedzimy tam. - wskazałam na nasz stolik.
- To zaraz przyjdę, pójdę coś zamówić.
- Okeej.
Wróciłam do stolika. Slasha i Cassie nadal nie było. Spojrzałam na kanapkę i frytki. Nie powinnam. To takie trudne.. Po wszystkim co zjem z przyzwyczajenia chcę iść do łazienki. Ale wytrzymałam w domu cały tydzień! Jeszcze nigdy nie wytrzymałam aż tyle! To było trudne, bardzo. Z czasem będzie łatwiej. Musi.
- Czemu nie jesz?
- Cassie. Przestraszyłaś mnie! Jużż...
Wzięłam do ust kubeczek z sokiem.
- Siuuuusioooorr! - krzyknęła przyjacióka, a ja zadławiłam się i oplułam przez śmiech.
- Zabiję cię kiedyś za to.
- I tak mnie kochasz.
- Taaak.
-Cześć, David.- przywitał się Slash, kiedy David usiadł obok mnie.
- Słyszałem,że wybieracie się na nasz koncert z Ripley. - kontynuował wkładając do buzi kanapkę.
- Taak... Nie masz nic przeciwko?
- Nie, bardzo się cieszę. - uśmiechnął się.
Siedzieliśmy rozmawiając około godzinę, a później poszliśmy do sklepów. David chyba często na mnie patrzył.... Jest taki słodki. Kiedy kupiliśmy wszystko odwieźliśmy Davida do domu.
***
Kiedy dojechaliśmy Cassie poszła na chwilę do Slasha, a ja wróciłam do naszego lokum. Zostawiłam zakupy i weszłam do pokoju. Zobaczyłam Axla leżącego na Billie, całowali się.
Nie będę im przeszkadzać. - pomyślałam i wróciłam do siebie. Włączyłam laptopa sprawdzając kiedy są loty do Vegas. Rodzice... Nie wiem czy to było sprawiedliwe, że spotykałam się z ludźmi,śmiałam się, wychodziłam. Ale oni też nie byli dla mnie za dobrzy. Tylko to moi rodzice, powinnam ich szanować. Zarezerwowałam bilety na nastęstępny tydzień.
Wyszłam do kuchni po coś do picia. Axl i Billie nadal tam byli, Cass była u Shlasha, a ja..byłam sama. Może powinnam? To,że nikogo nie miałam w sumie miało swoje zalety, ale potrzebowałam kogoś kto będzie mnie kochał. Kochał w TEN sposób. Tęskniłam... Tęskniłam za Davidem. Nie powinnam. Nawet go nie znam. Nic o nim nie wiem. Ale to było takie silne uczucie.. Nie mogłam tego zatrzymać. Nawet nie wiem czy napewno chciałam.
Rozdział trzynasty
*oczami Cass*
-Huh. Ciekawe co będą robić.- Ripley zaśmiała się.
-Jeść banany.- Slash wyszedł z łazienki przebrany w dżinsowe spodenki do kolan, czarną bluzkę z Aerosmith i conversy z batmanem.
Ripley wstała i podeszła do szafy.
-Slash?
-No?
-Jutro wasz koncert.- powiedziała Ripley z zajebistym uśmiechem.
Slash też się uśmiechnął.
-Umówiłam się z Davidem, że pójdziemy razem. Uwielbia was.
-O ja jebie. Daaavid.- przytuliłam Ripley.- Uważaj.
-Na co?- szepnęła.
-Na wszystko.
-Dla was zrobię wszystko. Nie mam się w co ubrać.
-Czyli, idziemy na zakupy.- roześmiał się Slash.
Siedzieliśmy przy stoliku w KFC. Przed Slashem leżała tacka z napisem 'Mega Pocket'.
Ripley siedziała na przeciwko niego.
-Jejku. Przeczytałam 'Rocket'.
-Huh. Ja też.- zamruczał Slash.
Ripley wyjęła długopis i dopisała 'queen'.
-Słodko.- uśmiechnęłam się.
-Kurwa, David!- Ripley wstała z krzesła i podbiegła do blondyna. Slash odwrócił się w moją stronę.
-Pamiętasz co mi obiecałaś, aniołku?- pogłaskał mnie po policzku.
-Tak.- wyszczerzyłam się.
-Mrrrrr. To kiedy?
-Nie planujmy tego. Chcę żeby było spontanicznie.. Kochasz mnie?
-Tak. Skąd to pytanie?
-Saul. Ty mnie w ogóle nie znasz. Jestem od ciebie młodsza o trzy lata. Poznałeś mnie pare dni temu. Nie można pokochać człowieka w tak krótkim czasie.
Wziął mnie za rękę.
-Da się, kochanie. Jeśli tylko znajdzie się odpowiednią osobę można się zakochać w kilka sekund. Ty mnie kochasz?
Pomyślałam o Marilyn. Kurwa. Kochałam Slasha. Ale Marilyn była dla mnie ważna. Znałam ją długo.
Gitarzysta pocałował mnie.
-Kocham.- odpowiedziałam.
Wstał nie puszczając mojej ręki.
-Gdzie idziemy?
-Do łazienki.
-Po co?
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się tak słodko, że nie mogłam odmówić.
-Uroczy jesteś.
-Ty bardziej. Jesteś śliczna, mądra i cudowna.
-A ty jesteś Slash. Gitarzysta Gunsów. A ja jestem.
-Cassie.- dokończył.- Miłość Slasha. Gitarzysty Gunsów.
-Huh. Ciekawe co będą robić.- Ripley zaśmiała się.
-Jeść banany.- Slash wyszedł z łazienki przebrany w dżinsowe spodenki do kolan, czarną bluzkę z Aerosmith i conversy z batmanem.
Ripley wstała i podeszła do szafy.
-Slash?
-No?
-Jutro wasz koncert.- powiedziała Ripley z zajebistym uśmiechem.
Slash też się uśmiechnął.
-Umówiłam się z Davidem, że pójdziemy razem. Uwielbia was.
-O ja jebie. Daaavid.- przytuliłam Ripley.- Uważaj.
-Na co?- szepnęła.
-Na wszystko.
-Dla was zrobię wszystko. Nie mam się w co ubrać.
-Czyli, idziemy na zakupy.- roześmiał się Slash.
Siedzieliśmy przy stoliku w KFC. Przed Slashem leżała tacka z napisem 'Mega Pocket'.
Ripley siedziała na przeciwko niego.
-Jejku. Przeczytałam 'Rocket'.
-Huh. Ja też.- zamruczał Slash.
Ripley wyjęła długopis i dopisała 'queen'.
-Słodko.- uśmiechnęłam się.
-Kurwa, David!- Ripley wstała z krzesła i podbiegła do blondyna. Slash odwrócił się w moją stronę.
-Pamiętasz co mi obiecałaś, aniołku?- pogłaskał mnie po policzku.
-Tak.- wyszczerzyłam się.
-Mrrrrr. To kiedy?
-Nie planujmy tego. Chcę żeby było spontanicznie.. Kochasz mnie?
-Tak. Skąd to pytanie?
-Saul. Ty mnie w ogóle nie znasz. Jestem od ciebie młodsza o trzy lata. Poznałeś mnie pare dni temu. Nie można pokochać człowieka w tak krótkim czasie.
Wziął mnie za rękę.
-Da się, kochanie. Jeśli tylko znajdzie się odpowiednią osobę można się zakochać w kilka sekund. Ty mnie kochasz?
Pomyślałam o Marilyn. Kurwa. Kochałam Slasha. Ale Marilyn była dla mnie ważna. Znałam ją długo.
Gitarzysta pocałował mnie.
-Kocham.- odpowiedziałam.
Wstał nie puszczając mojej ręki.
-Gdzie idziemy?
-Do łazienki.
-Po co?
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się tak słodko, że nie mogłam odmówić.
-Uroczy jesteś.
-Ty bardziej. Jesteś śliczna, mądra i cudowna.
-A ty jesteś Slash. Gitarzysta Gunsów. A ja jestem.
-Cassie.- dokończył.- Miłość Slasha. Gitarzysty Gunsów.
piątek, 4 maja 2012
Rozdział Dwunasty
*oczami Billie*
Cassie i ja weszłyśmy do sali gdzie przebywała Ripley. Uchyliłam lekko drzwi i dostrzegłam moją przyjaciółkę z tym blondynem. Siedzieli na łóżku i rozmawiali. Słodko razem wyglądali, aż żal było przerywać ich konwersację.
-Ekhem... Witaj nieznajomy - przywitałam się z tym uroczym blondykiem. - wybaczcie, że przeszkadzam w rozmowie, jednak Ripley powinnaś już jechać wraz z nami do domu i wypoczywać. Slash już czeka z samochodem.
-Jestem David Smith - blondyn podał mi rękę.
-Billie Drug.
-Cassie Rose - przywitała się z chłopakiem.
Nagle coś do mnie dotarło. Gdzieś już słyszałam to nazwisko. Niedawno. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Uhm. Mogłam tyle nie ćpać.
-Cóż David... chyba już za długo siedziałam w tym szpitalu. Do zobaczenia. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. - Ripley słodko się uśmiechnęła.
-Wpadnę do ciebie jutro i zamelduję ojcu jak się czujesz. Polubił cię. - mrugnął do niej.
No tak ! John Smith. Ten lekarz, który leczył Ripley. David to jego syn ? Chyba tak.
-Super ! - dziewczyna ucieszyła się jak małe dziecko. - będzie mi naprawdę bardzo miło.
Zaczęłam się niecierpliwić. Długo tak jeszcze będę rozmawiać ?
-Ripley, idziemy już ! Dawaj torbę i chodź do Slasha bo sobie pojedzie bez nas. - Cassie wyciągnęła rękę po torbę.
Moja przyjaciółka roześmiała się, posłusznie podała Cass to czego chciała i w końcu wyszłyśmy z tego przeklętego szpitala.
Kiedy dotarłyśmy do naszego obecnego miejsca zamieszkania, Ripley rzuciła się na łóżko i stwierdziłą, że zjadłaby żelki malinowe, jednak takich nie miałyśmy, więc musiała się zadowolić troszkę brązowym już bananem.
-David jest cudowny ! - wykrzyknęła kiedy już skończyła pożeranie owocu.
-Axl też - westchnęłam.
-Eeeej, gdzie jest moja szczotka do włosów ? - dobiegł nas głos Cassie. - gdzieś ją chyba zgubiłam.
-Ostatnio ją widziałam w kuchni - odpowiedziałam.
-Co moja szczotka może robić w kuchni ? - spytała retorycznie i ruszyła wolnym krokiem na poszukiwania zagubionej szczotki.
-Może je banana - odpowiedziała Ripley wpatrująca się w skórkę leżącą na podłodze. - a są jeszcze banany ?
-Nie ma. Ale za to jest szczotka ! - ucieszyła się Cass.
Spojrzałam na zegarek. Powinnam już się zbierać, bo umówiłam się z Axlem.
-Umówiłam się z Axlem i powinnam iść, bo się spóźnię - wstałam i poprawiłam czarny gorset. - ale wrócę nie długo !
Wychodząc z pokoju spojrzałam w lustro. Miałam na sobie gorset, martensy i krótkie dżinsowe, poprzecierane spodenki. Mam nadzieję, że nie będziemy wychodzić na dwór, bo może być mi trochę zimno.
Axl całował mnie i jednocześnie jeździł dłonią po moim udzie. Ja zaś zdejmowałam z niego t-shirt i obejmowałam go nogami. Chłopak siegnął do mojego gorsetu i zaczął go rozsznurowywać ale w tym momencie do pokoju wszedł Izzy. Słodki Izzy Stradlin. Spojrzał na nas dziwnie i szeroko się uśmiechnął. Zawstydziłam się trochę i pośpiesznie zaczęłam zawiązywać sznurki od mojego stroju, który w każdej chwili mógł mi się zsunąć ukazując światu moje nagie cycki. O niczym innym nie marzyłam.
-Musiałeś wejść akurat teraz ? - rzucił niezadowolony Axl.
-Muuusiałem. Skończyły mi się fajki. Masz pożyczyć ?
-Kurwa ! Nie mogłeś pożyczyć od Stevena, Duffa lub Slasha ? - zdenerwował się, ale posłusznie podał mu papierosa, przy okazji zapalając mojego i swojego.
-Mogłem, ale oni też nie mieli. Po za tym spać mi się chce.
-Ja pierdolę. - mruknął Rose.
Przyglądałam się tej sprzeczce z rozbawieniem. Wypuściłam z ust dym i wstałam.
-Ja już pójdę. Obiecałam Ripley, że szybko wrócę.
Axl również wstał.
-Mam nadzieję, że jescze tu przyjdziesz - zamruczał mi do ucha. - dokończymy to co nam przerwał ten idiota. - pocałował moją szyję.
Nic nie odpowiedziałam tylko na pożegnanie przejechałam językiem po jego wargach i wyszłam.
Cassie i ja weszłyśmy do sali gdzie przebywała Ripley. Uchyliłam lekko drzwi i dostrzegłam moją przyjaciółkę z tym blondynem. Siedzieli na łóżku i rozmawiali. Słodko razem wyglądali, aż żal było przerywać ich konwersację.
-Ekhem... Witaj nieznajomy - przywitałam się z tym uroczym blondykiem. - wybaczcie, że przeszkadzam w rozmowie, jednak Ripley powinnaś już jechać wraz z nami do domu i wypoczywać. Slash już czeka z samochodem.
-Jestem David Smith - blondyn podał mi rękę.
-Billie Drug.
-Cassie Rose - przywitała się z chłopakiem.
Nagle coś do mnie dotarło. Gdzieś już słyszałam to nazwisko. Niedawno. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Uhm. Mogłam tyle nie ćpać.
-Cóż David... chyba już za długo siedziałam w tym szpitalu. Do zobaczenia. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. - Ripley słodko się uśmiechnęła.
-Wpadnę do ciebie jutro i zamelduję ojcu jak się czujesz. Polubił cię. - mrugnął do niej.
No tak ! John Smith. Ten lekarz, który leczył Ripley. David to jego syn ? Chyba tak.
-Super ! - dziewczyna ucieszyła się jak małe dziecko. - będzie mi naprawdę bardzo miło.
Zaczęłam się niecierpliwić. Długo tak jeszcze będę rozmawiać ?
-Ripley, idziemy już ! Dawaj torbę i chodź do Slasha bo sobie pojedzie bez nas. - Cassie wyciągnęła rękę po torbę.
Moja przyjaciółka roześmiała się, posłusznie podała Cass to czego chciała i w końcu wyszłyśmy z tego przeklętego szpitala.
Kiedy dotarłyśmy do naszego obecnego miejsca zamieszkania, Ripley rzuciła się na łóżko i stwierdziłą, że zjadłaby żelki malinowe, jednak takich nie miałyśmy, więc musiała się zadowolić troszkę brązowym już bananem.
-David jest cudowny ! - wykrzyknęła kiedy już skończyła pożeranie owocu.
-Axl też - westchnęłam.
-Eeeej, gdzie jest moja szczotka do włosów ? - dobiegł nas głos Cassie. - gdzieś ją chyba zgubiłam.
-Ostatnio ją widziałam w kuchni - odpowiedziałam.
-Co moja szczotka może robić w kuchni ? - spytała retorycznie i ruszyła wolnym krokiem na poszukiwania zagubionej szczotki.
-Może je banana - odpowiedziała Ripley wpatrująca się w skórkę leżącą na podłodze. - a są jeszcze banany ?
-Nie ma. Ale za to jest szczotka ! - ucieszyła się Cass.
Spojrzałam na zegarek. Powinnam już się zbierać, bo umówiłam się z Axlem.
-Umówiłam się z Axlem i powinnam iść, bo się spóźnię - wstałam i poprawiłam czarny gorset. - ale wrócę nie długo !
Wychodząc z pokoju spojrzałam w lustro. Miałam na sobie gorset, martensy i krótkie dżinsowe, poprzecierane spodenki. Mam nadzieję, że nie będziemy wychodzić na dwór, bo może być mi trochę zimno.
Axl całował mnie i jednocześnie jeździł dłonią po moim udzie. Ja zaś zdejmowałam z niego t-shirt i obejmowałam go nogami. Chłopak siegnął do mojego gorsetu i zaczął go rozsznurowywać ale w tym momencie do pokoju wszedł Izzy. Słodki Izzy Stradlin. Spojrzał na nas dziwnie i szeroko się uśmiechnął. Zawstydziłam się trochę i pośpiesznie zaczęłam zawiązywać sznurki od mojego stroju, który w każdej chwili mógł mi się zsunąć ukazując światu moje nagie cycki. O niczym innym nie marzyłam.
-Musiałeś wejść akurat teraz ? - rzucił niezadowolony Axl.
-Muuusiałem. Skończyły mi się fajki. Masz pożyczyć ?
-Kurwa ! Nie mogłeś pożyczyć od Stevena, Duffa lub Slasha ? - zdenerwował się, ale posłusznie podał mu papierosa, przy okazji zapalając mojego i swojego.
-Mogłem, ale oni też nie mieli. Po za tym spać mi się chce.
-Ja pierdolę. - mruknął Rose.
Przyglądałam się tej sprzeczce z rozbawieniem. Wypuściłam z ust dym i wstałam.
-Ja już pójdę. Obiecałam Ripley, że szybko wrócę.
Axl również wstał.
-Mam nadzieję, że jescze tu przyjdziesz - zamruczał mi do ucha. - dokończymy to co nam przerwał ten idiota. - pocałował moją szyję.
Nic nie odpowiedziałam tylko na pożegnanie przejechałam językiem po jego wargach i wyszłam.
środa, 2 maja 2012
Rozdział Jedenasty
*Oczami Ripley*
Obudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Byłam bardzo zmęczona, strasznie bolał mnie brzuch i głowa. Usłyszałam,że ktoś wchodzi do pokoju i podniosłam powieki.
-Ooo, obudziła się pani!- powiedział uśmiechnięty mężczyzna.
-Nazywam się John Smith i jestem pani lekarzem, została pani wczoraj przewieziona do szpitala z bardzo osłabionym organizmem. Pani przyjaciółka znalazła panią nieprzytomną z łazience.-wyjaśnił szybko.
- Kiedy stąd wyjdę? - spytałam cicho, nie miałam siły na rozmowę.
- Niedługo. Musimy zostawić panią na obserwacji. Coś około tygodnia.
- Tak długo? - musiałam stąd wyjść, musiałam porozmawiać z dziewczynami, wrócić do Vegas, pożegnać rodziców.
- Tak, musi pani tutaj zostać. Zdaje sobie pani sprawę z tego, co zrobiła pani ze swoim organizmem?Dawno nie widziałem takiego przypadku... - zdenerował się.
- To i tak cud,że udało nam się panią uratować, a nie było to łatwe.
Pewnie denerwowałby się dalej,ale do pokoju weszła pielęgniarka.
- Panie doktorze, przyszedł przyszedł David, mówi,że ma do pana ważną sprawę. - powiedziała.
- Niech poczeka,zaraz do niego przyjdę.
- A pani...proszę,żebyś to przemyślała. - zwrócił się tym razem do mnie i wyszedł.
Tak, powinnam to przemyśleć, ale nie miałam siły. Ogarnęła mnie senność.
Obudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Byłam bardzo zmęczona, strasznie bolał mnie brzuch i głowa. Usłyszałam,że ktoś wchodzi do pokoju i podniosłam powieki.
-Ooo, obudziła się pani!- powiedział uśmiechnięty mężczyzna.
-Nazywam się John Smith i jestem pani lekarzem, została pani wczoraj przewieziona do szpitala z bardzo osłabionym organizmem. Pani przyjaciółka znalazła panią nieprzytomną z łazience.-wyjaśnił szybko.
- Kiedy stąd wyjdę? - spytałam cicho, nie miałam siły na rozmowę.
- Niedługo. Musimy zostawić panią na obserwacji. Coś około tygodnia.
- Tak długo? - musiałam stąd wyjść, musiałam porozmawiać z dziewczynami, wrócić do Vegas, pożegnać rodziców.
- Tak, musi pani tutaj zostać. Zdaje sobie pani sprawę z tego, co zrobiła pani ze swoim organizmem?Dawno nie widziałem takiego przypadku... - zdenerował się.
- To i tak cud,że udało nam się panią uratować, a nie było to łatwe.
Pewnie denerwowałby się dalej,ale do pokoju weszła pielęgniarka.
- Panie doktorze, przyszedł przyszedł David, mówi,że ma do pana ważną sprawę. - powiedziała.
- Niech poczeka,zaraz do niego przyjdę.
- A pani...proszę,żebyś to przemyślała. - zwrócił się tym razem do mnie i wyszedł.
Tak, powinnam to przemyśleć, ale nie miałam siły. Ogarnęła mnie senność.
***
Obudziłam się, kiedy było już ciemno. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dziewczyny. Cassie płakała, a Billie przytulała ją. Też była bliska płaczu.
- Mogłyśmy ją stracić, jeju, wyobrażasz sobie,że jej mogło nie być?! Że zniknęłaby na zawsze?! To moja wina. Gdyby nie Lucky i to wszystko... Ona by tego nie przechodziła! - Cassie prawie krzyczała, a łzy coraz szybciej płynęły po jej różowych policzkach.
- Nie. Nie wyobrażam sobie,że jej nie ma. Ale ona tu jest. Nie umarła. Żyje, jest z nami. I jestem pewna,że nie chce żebyś się obwiniała. To nie jest twoja wina.
- To nie jest wasza wina.. To wszystko... Ja przepraszam. Kocham was. Nie chcę żebyscie przeze mnie cierpiały... Nie płaczcie, błagam. Przepraszam. - dziewczyny spojrzały szybko na mnie, nie widziały,że się obudziłam. Zaczęłam płakać.
- Ripley! Co ty zrobiłaś? Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłyśmy!
-Ja... Bo wy nie wiecie... Rodzice... - łzy odebrały mi głos.
- Co kurwa? Co z nimi?
- Nie żyją.
-J-jak? Kiedy? Czemu nam nie powiedziałaś? Czemu nie powiedziałaś nam o bulimi?
Wytłumaczyłam im wszystko. Powiedzialam o rodzicach, o tym jak się okaleczałam, jak zaczęła się ta cała bulimia. Opowiedziałam im wszystko. Wreszcie nie miałam przed nimi żadnych tajemnic.
-Nigdy sobie nie wybaczę,że nic o tym nie wiedziałam,że tego nie zauważyłam.Taki mi przykro... Kochamy cię, nie wyobrażam sobie,że mogłybyśmy cię stracić.- powiedziała Cassie i razem mnie przytuliły.
-Też was kocham, przepraszam. - odwzajemniłam uścisk.
***
Kilka dni później czułam się znacznie lepiej. Całą tamtą noc rozmawiałam z dziewczynami o tym wszystkim. Myślę,że zrozumiały i że mi wybaczą, bo ja napewno nie wybaczę sobie. Co do rodziców ustaliłyśy,że pojadą ze mną do Vegas, aby pomóc mi z tym wszystkim. Teraz niby miałam dużo problemów, ale cały czas nie mogłam zapomnieć o tym blondynie... Czasem nawet wydawało mi się,że go widzę, ale wątpię żeby to było prawdą. Moje rozmyślenia przerwał lekarz, który właśnie wszedł do sali. W ostatnich dniach dogadywaliśmy się już lepiej. Nawet go polubiłam.
- I jak samopoczucie? - spytał optymistycznym głosem.
- Lepiej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- To dobrze, bo mam dobrą wiadomość. Możesz dzisiaj wyjść! Oczywiście co jakiś czas jeszcze będziesz musiała powtarzać badania, ale wszystko jest na dobrej drodze.
- Jeej, bardzo się cieszę. - powiedziałam zadowolona.
- To ty idź się ubrać, a ja zawołam mojego syna,żeby pomógł ci z pakowaniem. Nie powinnaś się męczyć. Teraz musisz duużo odpoczywać.
- Okeej.- uśmiechnęłam się i poszłam do łazieniki biorąc do ręki kosmetyczkę i kilka ubrań.
Kiedy wyszłam spojrzałam na moje łóżko. To był....on?! Kurwa, albo mi się przewidziało, albo naprawdę znowu go spotykam.
-Czeeść..- powiedział, ukazując swoje białe ząbki.
- Znowu się spotykamy, a ty znowu mnie ratujesz.- powiedziałam.
Blondyn zaśmiał się.
- Wiesz, zawsze możesz na mnie liczyć. A tak w ogóle to nazywam się David Smith. Jestem synem Johna. Tata dużo o tobie mówił.
- Ooo, miło mi. Ja nazywam się Ripley Nirvan.
To może być miły dzień... - pomyślałam z uśmiechem.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)