Obudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Byłam bardzo zmęczona, strasznie bolał mnie brzuch i głowa. Usłyszałam,że ktoś wchodzi do pokoju i podniosłam powieki.
-Ooo, obudziła się pani!- powiedział uśmiechnięty mężczyzna.
-Nazywam się John Smith i jestem pani lekarzem, została pani wczoraj przewieziona do szpitala z bardzo osłabionym organizmem. Pani przyjaciółka znalazła panią nieprzytomną z łazience.-wyjaśnił szybko.
- Kiedy stąd wyjdę? - spytałam cicho, nie miałam siły na rozmowę.
- Niedługo. Musimy zostawić panią na obserwacji. Coś około tygodnia.
- Tak długo? - musiałam stąd wyjść, musiałam porozmawiać z dziewczynami, wrócić do Vegas, pożegnać rodziców.
- Tak, musi pani tutaj zostać. Zdaje sobie pani sprawę z tego, co zrobiła pani ze swoim organizmem?Dawno nie widziałem takiego przypadku... - zdenerował się.
- To i tak cud,że udało nam się panią uratować, a nie było to łatwe.
Pewnie denerwowałby się dalej,ale do pokoju weszła pielęgniarka.
- Panie doktorze, przyszedł przyszedł David, mówi,że ma do pana ważną sprawę. - powiedziała.
- Niech poczeka,zaraz do niego przyjdę.
- A pani...proszę,żebyś to przemyślała. - zwrócił się tym razem do mnie i wyszedł.
Tak, powinnam to przemyśleć, ale nie miałam siły. Ogarnęła mnie senność.
***
Obudziłam się, kiedy było już ciemno. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dziewczyny. Cassie płakała, a Billie przytulała ją. Też była bliska płaczu.
- Mogłyśmy ją stracić, jeju, wyobrażasz sobie,że jej mogło nie być?! Że zniknęłaby na zawsze?! To moja wina. Gdyby nie Lucky i to wszystko... Ona by tego nie przechodziła! - Cassie prawie krzyczała, a łzy coraz szybciej płynęły po jej różowych policzkach.
- Nie. Nie wyobrażam sobie,że jej nie ma. Ale ona tu jest. Nie umarła. Żyje, jest z nami. I jestem pewna,że nie chce żebyś się obwiniała. To nie jest twoja wina.
- To nie jest wasza wina.. To wszystko... Ja przepraszam. Kocham was. Nie chcę żebyscie przeze mnie cierpiały... Nie płaczcie, błagam. Przepraszam. - dziewczyny spojrzały szybko na mnie, nie widziały,że się obudziłam. Zaczęłam płakać.
- Ripley! Co ty zrobiłaś? Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłyśmy!
-Ja... Bo wy nie wiecie... Rodzice... - łzy odebrały mi głos.
- Co kurwa? Co z nimi?
- Nie żyją.
-J-jak? Kiedy? Czemu nam nie powiedziałaś? Czemu nie powiedziałaś nam o bulimi?
Wytłumaczyłam im wszystko. Powiedzialam o rodzicach, o tym jak się okaleczałam, jak zaczęła się ta cała bulimia. Opowiedziałam im wszystko. Wreszcie nie miałam przed nimi żadnych tajemnic.
-Nigdy sobie nie wybaczę,że nic o tym nie wiedziałam,że tego nie zauważyłam.Taki mi przykro... Kochamy cię, nie wyobrażam sobie,że mogłybyśmy cię stracić.- powiedziała Cassie i razem mnie przytuliły.
-Też was kocham, przepraszam. - odwzajemniłam uścisk.
***
Kilka dni później czułam się znacznie lepiej. Całą tamtą noc rozmawiałam z dziewczynami o tym wszystkim. Myślę,że zrozumiały i że mi wybaczą, bo ja napewno nie wybaczę sobie. Co do rodziców ustaliłyśy,że pojadą ze mną do Vegas, aby pomóc mi z tym wszystkim. Teraz niby miałam dużo problemów, ale cały czas nie mogłam zapomnieć o tym blondynie... Czasem nawet wydawało mi się,że go widzę, ale wątpię żeby to było prawdą. Moje rozmyślenia przerwał lekarz, który właśnie wszedł do sali. W ostatnich dniach dogadywaliśmy się już lepiej. Nawet go polubiłam.
- I jak samopoczucie? - spytał optymistycznym głosem.
- Lepiej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- To dobrze, bo mam dobrą wiadomość. Możesz dzisiaj wyjść! Oczywiście co jakiś czas jeszcze będziesz musiała powtarzać badania, ale wszystko jest na dobrej drodze.
- Jeej, bardzo się cieszę. - powiedziałam zadowolona.
- To ty idź się ubrać, a ja zawołam mojego syna,żeby pomógł ci z pakowaniem. Nie powinnaś się męczyć. Teraz musisz duużo odpoczywać.
- Okeej.- uśmiechnęłam się i poszłam do łazieniki biorąc do ręki kosmetyczkę i kilka ubrań.
Kiedy wyszłam spojrzałam na moje łóżko. To był....on?! Kurwa, albo mi się przewidziało, albo naprawdę znowu go spotykam.
-Czeeść..- powiedział, ukazując swoje białe ząbki.
- Znowu się spotykamy, a ty znowu mnie ratujesz.- powiedziałam.
Blondyn zaśmiał się.
- Wiesz, zawsze możesz na mnie liczyć. A tak w ogóle to nazywam się David Smith. Jestem synem Johna. Tata dużo o tobie mówił.
- Ooo, miło mi. Ja nazywam się Ripley Nirvan.
To może być miły dzień... - pomyślałam z uśmiechem.
Bosko ♥
OdpowiedzUsuńI ten blondyn. W końcu wiadomo kim jest.
Fajnie, że Ripley powiedziała dziewczynom :)
Czekam na NN :)